Mała uwaga! To opowiadanie nie jest yaoi. Ma jedynie drobny podtekst shounen-ai. Po prostu nie jestem jeszcze na tyle pewna swoich umiejętności, aby wziąć się za tłumaczenie scen +18.
~*~
Zaczynamy~!
~*~
Link do oryginału: [KLIK]
Tytuł oryginału: Under the Surface
Autor: Caelice
Łączna ilość rozdziałów: 8
~*~
Pod powierzchnią
Rozdział 1
Mógł usłyszeć słaby głos czegoś dzwoniącego. Nie brzmiało to jak jego dzwonek, ani jak jego alarm, ale melodyjka była znajoma. I była
wystarczająco irytująca, aby wyciągnąć go ze snu.
Pierwszą rzeczą, którą zauważył było gorąco.
Naprawdę gorąco. Właściwie to prawie duszno. Nie pamiętał,
żeby było duszno, gdy kładł się spać,
więc czemu było tu tak ciepło?
Izaya jęknął, zaciskając swoje powieki i czując się sennie.
Jego myśli były zamazane i niepełne, a kończyny ciężkie. Zmarszczył brwi, nigdy
wcześniej nie czuł tego uczucia po przebudzeniu. Czy był chory? Wniosek ten
wskoczył mu do głowy, ale tak naprawdę nie czuł się źle, po prostu
nienaturalnie zmęczony.
Podniósł ręce, próbując się przeciągnąć, ale zostały one
zatrzymane ledwie kilka centymetrów nad jego głową, uderzając o coś z głuchym łoskotem. Zamarł, szeroko
otwierając oczy.
Nie zrobiło to żadnej różnicy. Nawet z otwartymi oczami jego
świat był czarny jak smoła. Przez parę sekund cierpliwie czekał, ale gdy jego
oczy się nie przyzwyczajały, poczuł małe ukłucie paniki. Jego ręce, nadal
dociskały do szorstkiego materiału nad nim, lekko popychając. Ściana nie
drgnęła.
Jego oddech lekko zadrżał, a oczy biegały dookoła, choć
wciąż nie mógł niczego zobaczyć. Ręce ruszały się teraz szybciej, chcąc wyczuć
co było dookoła i zorientować się gdzie obecnie leżał. Jego ruch został
ograniczony kilkanaście centymetrów nad głową i po bokach. Mógł prawdopodobnie
przesunąć się na krawędź tej przestrzeni, wyciągnąć ramiona i musnąć drugi
koniec ściany. Kopał nogami, z walącym sercem, podczas gdy podeszwy jego butów
uderzały w inną ścianę.
Nawet w stanie paniki zdołał wywnioskować, że ściany były
wykonane z drewna i zgadywał, że był w jakiejś trumnie.
- O Boże, o Boże, o Boże
- powtarzał, a jego oddech wariował. Był w ciszy, więc odgłos jego
sapania był jedynym co mógł usłyszeć, wraz z dźwiękiem jego rąk i kolan
uderzających o ściany trumny. – Pomocy! Niech ktoś mi pomoże! POMOCY! –
zazwyczaj spokojny informator machał rękoma dookoła, uderzając nimi o ściany.
Głuche odgłosy prawdopodobnie oznaczały, że trumna była otoczona ziemią, ale on
ledwo to zarejestrował.
Krzyczał i wył, wołając, aby ktoś go usłyszał i mu pomógł.
- POMOCY! POOOMOOOŻCIEEE MIII!
Jego dłonie musnęły coś koło jego głowy i obiekt z brzdękiem
uderzył o ścianę trumny. Podskoczył, usiłując się odwrócić i chwycić przedmiot, czymkolwiek on był. Drżącymi rękoma złapał obiekt, wyczuwając jego kształt i z ulgą wypuszczając z
siebie szloch, gdy zorientował się czym on był.
- Latarka! L-latarka! – wysapał, szukając przycisku,
przełącznika lub czegokolwiek innego, co włączało to błogosławione urządzenie.
W końcu, co wydawało się trwać
godzinami, znalazł przycisk i nacisnął go, mrugając nieprzytomnie, gdy jasne
światło wydostało się z latarki. Zmusił się do uspokojenia, wiedząc, że panika
nie prowadziła do niczego oprócz marnowania cennego tlenu.
Świecił dookoła, potwierdzając to co już odkrył – był w
trumnie. Była wystarczająco duża, aby pomieścić jego ciało, o kilka centymetrów
wyższa niż on sam i niewystarczająco duża, aby mógł rozprostować ramiona.
Starał się kontrolować swój oddech, czując rosnące wewnątrz niego przerażenie.
W rogu skrzyni, obok jego głowy, po przeciwnej stronie niż latarka,
znajdował się telefon.
Omal nie krzyknął, próbując go namacać i przyciągnął go do
twarzy. Telefon okazał się być Nokią, stosunkowo nowym modelem z kolorowym
wyświetlaczem. Spojrzał na niego, zauważając paski wskazujące na to, że był
sygnał. To oznaczało, że nie był zbyt głęboko pod ziemią, prawdopodobnie tylko
kilka metrów.
Miał jedno nieodebrane połączenie.
Nagle przypomniał sobie, ten dziwny dzwonek, który go
obudził i zrozumiał, że dochodził on z
tego telefonu. Może to od kogoś kto mógłby mu wyjaśnić, dlaczego do cholery był
w tej zasranej trumnie.
Wziął kilka głębokich oddechów, uspokajając się. Tak, został
uwięziony w trumnie kilka metrów pod ziemią i prawdopodobnie się udusi, jeśli
się stąd nie wydostanie, ale wciąż był Izayą Oriharą, informatorem, który
pozostawał niewzruszony przez żadną sytuację. Będzie dążył do pozostania sobą,
ponieważ jego duma nie pozwalała mu być innym.
Oddzwonił na nieznajomy numer, przeklinając fakt, że jego
oddech brzmiał tak głośno w tej ciszy. Nie chciał, aby druga osoba słyszała
jego strach przez telefon.
Urządzenie wydało z
siebie tylko jeden sygnał, zanim ktoś odebrał.
- Och, Orihara-san,
wygląda na to, że się obudziłeś – głos był znajomy, ale nie wystarczająco,
aby mógł mu przypisać twarz – Jak się
czujesz?
Zjeżył się na ten lekki ton, ale nie pozwolił mężczyźnie
wyczuć jego wściekłości.
- Ach, tak dobrze jak można się spodziewać od osoby, która
obudziła się w trumnie – lekko zażartował – Nie mogę tego powiedzieć o
komforcie, ale przynajmniej dam ci punkty za kreatywność.
- Oczywiście,
spodziewałem się, że tak zareagujesz. Nawet w tych okolicznościach, będziesz
udawać, że wciąż masz kontrolę nad sytuacją. To właśnie to, co zawsze w tobie
podziwiałem.
- Jestem ciekaw, czym sobie zasłużyłem na znajdowanie się w
tej "sytuacji" jak to nazwałeś.
Mężczyzna się zatrzymał, a Izaya zacisnął zęby. Z każdą sekundą,
która przemijała, było mu coraz trudniej udawać, że było w porządku. Przyłożył
dłoń do drewna przed nim, czując jak bicie jego serca przyspieszało.
- Będąc informatorem,
sprzedajesz informacje za pieniądze. Ale nigdy nie myślisz o konsekwencjach. Prawdopodobnie
nigdy nie martwisz się o to jak bardzo zrujnowałeś czyjeś życie, przez
sprzedawanie ich. Chcę to zmienić. Bo teraz, po raz pierwszy, czujesz
konsekwencje tego co zrobiłeś. Powiedz mi, czy pieniądze były warte tego co
teraz doświadczasz?
Izaya wysilił umysł, desperacko próbując rozpoznać ten głos.
Na pewno miał jakieś ważne informacje o tym człowieku i wiedział, że na pewno
już kiedyś rozmawiali, biorąc pod uwagę to, że głos był znajomy, ale nie mógł
dojść do tego, co dokładnie między nimi zaszło, aby ten mężczyzna był tak
zgorzkniały.
- Nie robię tego dla pieniędzy. Robię to dla rozrywki –
poprawił.
- Ach… więc fakt, że
twoje działania spowodowały, że moja firma zbankrutowała, doprowadzając do
samobójstwa mojej żony, jest dla ciebie zabawny?
Kurwa. Teraz przypomniał sobie, kim był ten facet. Daichi
Nakamura, skorumpowany człowiek, który miał spory udział w rozprowadzaniu
narkotyków.
Sprzedał kilka istotnych
informacji konkurencyjnym dilerom i kilka tygodni później otrzymał
wiadomość, że większość ludzi Nakamury zostało wybitych, a jego firma rozpadła
się w ciągu godziny. Mężczyzna znikł i pozostał w ukryciu, z dala od swoich
wrogów i policji. Jego żona, powiesiła się ze wstydu kilka dni później. Nic
dziwnego, że mężczyzna go nienawidził. Izaya w istocie zrujnował mu życie.
- Bardzo zabawny – gruchnął, choć jego głos się zawahał –
Wy, ludzie macie zawsze takie przewidywalne reakcje. Choć muszę przyznać, że ty
mnie zaskoczyłeś, Nakamura-san. Spodziewałem się wynajętego zabójcy czy kogoś w
tym rodzaju, kto zastrzeliłby mnie na ulicy, a nie śmierci w kinowym stylu
- Nie chcę cię zabić.
Jeszcze nie. Nadal czegoś od ciebie chcę
- Eh? Co takiego?
- Wiem, ze masz 200
milionów jenów schowanych w walizce w swoim mieszkaniu. Zapłaciłem kilku
osobom, aby przeszukały twój apartament. Chcę te 200 milionów jenów i chcę,
abyś namówił pewną osobę, żeby mi je przyniosła
Izaya był zdezorientowany.
- Jeśli twoi ludzie to znaleźli, dlaczego chcesz abym to ja
to do ciebie dostarczył? Dlaczego nie kazałeś im tego wziąć?
- Bo tu nie chodzi o
pieniądze – to tylko bonus. Nie, tu chodzi o grę. Jedynym sposobem, abym cię
uwolnił, jest to, abyś namówił pewną osobę do dostarczenia mi tych pieniędzy.
- Kogo?
- Telefon, który
posiadasz to specjalny telefon. Spróbuj wprowadzić do niego numer –
mężczyzna poinstruował go. Izaya odsunął od siebie telefon i próbował nacisnąć
losowe liczby. Nie działało – klawisze jakby utknęły, jak gdyby były
zablokowane lub przyklejone, czy coś. Nie mógł ich wcisnąć, niezależnie od tego
jak bardzo próbował.
- Nie działa.
- Dokładnie. Możesz
używać tylko przycisków na górze – przycisków połączeń i podobnych. Liczby są
bezużyteczne, co oznacza, że nie możesz wybierać nowych numerów. Teraz, jeśli
przejdziesz do kontaktów, znajdziesz tam jeden oznaczony jako
"Nieznany". To jest osoba, którą chcę aby dostarczyła mi pieniądze.
Nikt inny. Jeśli to będzie ktoś inny niż on lub nie dostarczysz mi pieniędzy na
czas, to zostawię cię, abyś tam zgnił.
Zagrożenie było wystarczająco realne, aby Izaya zacisnął
zęby i oddychał, zmuszając się aby pozostać cicho.
- Więc to jest… dla ciebie gra? – prawie warknął.
- Czy to nie dziwne,
Orihara-san, choć raz być ofiarą? Jestem pewien, że doceniasz, doświadczenie
jak to jest być cudzą zabawką, a nie tym, kto pociąga za sznurki. Przez te
wszystkie lata, manipulowałeś ludźmi i nagle znalazłeś się w sytuacji, w której
to ty jesteś jednym z zawodników i twoje życie wisi na włosku. Jak się z tym
czujesz?
- To nowe doświadczenie.
- Masz kilka godzin
zanim skończy ci się tlen. Aha, i nie kłopocz się informowaniem policji. Mam
tam kilka znajomości, które zapewnią, że nie znajdą cię do czasu, aż staniesz
się gnijącymi zwłokami.
- Co za wspaniałe wyobrażenie.
- Dla mnie jest.
Powodzenia. Pospiesz się i zadzwoń do swojego kontaktu. Jestem pewien, że
docenisz moje wyczucie ironii.
A następnie się rozłączył, zostawiając ostry oddech Izayi
jako jedyny odgłos w skrzyni. Oparł się pokusie, aby nie zacząć krzyczeć i
rzucić telefonem, wiedząc, że jedynie by się odbił i uderzył go w twarz, lub wylądował poza jego zasięgiem,
tuż obok butów.
Nie był tak bardzo przerażony jak wkurzony. Nie mógł
uwierzyć, że Nakamura miał czelność tak się z nim pieprzyć. Gdy wyjdzie z tej
zasranej skrzyni, to mu pokaże. Znalazłby go i odciął wszystkie jego kończyny,
mając go przed sobą krzyczącego i błagającego o litość. I to byłaby słodka,
słodka zemsta.
Udał się do swoich kontaktów i potwierdził, że jedynym się
tam znajdującym był "Nieznany". Zastanawiał się czy ta osoba również
należała do całego systemu. Wcisnął przycisk Połącz i przyłożył słuchawkę do
ucha.
Pierwszy sygnał… drugi… trzeci…
Wziął gwałtowny oddech, gdy ktoś w końcu odpowiedział:
- Halo?
-0-
-0-
Shizuo miał tragiczny dzień. Gdy wrócił do swojego
mieszkania, był pokryty liśćmi i brudem, po tym jak wyrwał drzewo, trzęsąc nim
i zmuszając ukrywającego się mężczyznę, do niezgrabnego spadnięcia. Tom nie
kwestionował jego metod, tylko westchnął i kontynuował swoją pracę.
Ich dni były całkowicie zapracowane, kilka osób nie spłaciło
swoich długów i starali się tego uniknąć. Dwaj z nich nawet próbowali go
zaatakować, tylko po to aby skończyć z poobijanymi twarzami, gdy Shizuo stracił
nad sobą panowanie.
Na końcu, gdy on i Tom się rozdzielili, był w złym nastroju
i chciał jedynie wrócić do domu i odpocząć. Niezbyt delikatnie zamknął drzwi i
zaczął ściągać swoje ubrania, rzucając je do kosza na brudną bieliznę. Miał
nadzieję, że się nie poplamiły – ubrania od Kasuki.
Położył telefon na blat i wszedł do łazienki, aby wziąć długi,
miły prysznic
Gdy już skończył, opadł na sofę, mając na sobie jedynie parę
spodni od dresu i t-shirt, wzdychając.
Prysznic wcale nie pomógł mu się odprężyć. Nadal miał uczucie
przepracowania.
Może mógłby iść pobić pchłę – to zawsze sprawiało, że czuł się
lepiej.
Izaya nie pokazywał się w Ikebukuro od jakiegoś czasu i
Shizuo zawsze oczekiwał, że pojawi się w
jakimś kącie, przedrzeźniając lub dręcząc jakąś biedną, niewinną duszyczkę.
Cieszył się, że kleszcz postanowił na jakiś czas opuścić to miejsce, ale od
tego czasu nie miał zbyt wiele okazji do wyładowania swojej frustracji. Pobicie
kilku frajerów nie było wystarczająco satysfakcjonujące.
Zastanawiał się, czym
teraz zajmowała się pijawka, jaki manipulacyjny plan teraz rozpoczynał.
Cokolwiek to było, prawdopodobnie mogło przysporzyć Shizuo
problemów i utrudnić mu życie. Gdy pchła gdzieś znikała, to nigdy nie było dla
Shizuo dobrym znakiem.
Podniósł pilota, włączając telewizję i skacząc po kanałach,
nie odczuwając najmniejszego zainteresowania żadnym z nich.
Poczuł wibracje i spojrzał w dół, zdając sobie sprawę, że
ktoś do niego dzwoni. Podniósł telefon, patrząc na migający wyświetlacz. Numer
się nie wyświetlał – to był nieznany rozmówca – zmarszczył brwi, zastanawiając
się, kto to był. Tak naprawdę jedynymi ludźmi, którzy do niego dzwonili byli
Tom i Kasuka, czasem Shinra, a Celty tylko czasami wysyłała wiadomości.
Może to była pomyłka. Podniósł słuchawkę do ucha:
- Halo?
- Kto… kto mówi?
Głos był znajomy, ale nie potrafił go rozpoznać. Zmarszczył
brwi, zaskoczony tym pytaniem. Dlaczego pytano go o to, kim był?
- Kto mówi? To ty do mnie dzwoniłeś.
Zapadła cisza i mógł niemal usłyszeć, że mężczyzna się
zastanawiał nad tym czy ujawnianie swojej tożsamości było dobrym pomysłem.
- Po prostu powiedz
kim jesteś
- Shizuo. A teraz kim ty do diabła jesteś? – warknął, tracąc
cierpliwość.
Połączenie dobiegło końca. Wpatrywał się w swój telefon,
zdezorientowany. Dlaczego tak po prostu się rozłączył? Wzruszył ramionami,
rzucając telefon na kanapę. Wszystko jedno. To pewnie nawet nie było ważne.
-0-
-0-
Izaya się rozłączył, jego serce uderzało o jego klatkę
piersiową.
Och, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie!
Był martwy. On umrze i nie było niczego co mógłby na to
poradzić. Czuł pnącą się w nim rozpacz i jęknął z frustracji, uderzając
pięściami o ściany trumny.
Może jeśli po porostu będzie walił w ściany, to wystarczy
aby się złamały i wtedy wykopie się na powierzchnie. Miałby wtedy prawdopodobnie większe
szanse niż przekonując… jego. Przetarł
dłońmi twarz, chcąc po prostu obudzić się z tego koszmaru.
Ale gdy otworzył oczy, nadal był w trumnie. Wciąż były tu
drewniane ściany, więżące go pod ziemią.
A Shizuo wciąż był jedyną osobą mogącą go ocalić.
~*~
Specjalnie nie tłumaczyłam streszczenia fabuły, aby zagwarantować wam dodatkowe emocje.
Autorka wspomina o tym, że zainspirował ją film, pt. "Zakopany". Ja sama go nie obejrzałam (chciałam, ale po jakimś czasie mi się znudziło i wyłączyłam telewizor :P).
Naprawdę proszę was o opinię. Już kiedyś coś tłumaczyłam, ale to pierwszy raz, gdy wystawiam to pod czyjąś ocenę.
Może wymienię kilka powodów, dla których zdecydowałam się tłumaczyć akurat tego fanficka:
1) Nie jest długi.
2) Zapiera dech w piersiach (serio O.O prawie się udusiłam).
3) Co tu dużo mówić, to jest ZAJEBISTE~!
Naprawdę na obecną chwilę nie potrafię powiedzieć na kiedy pojawi się drugi rozdział, ale postaram się nie kazać wam (i mojej mamie) czekać zbyt długo ^.-
Papa~!
Ułałałałałałałała *Q*
OdpowiedzUsuńTak jak Ci pisałam na gg - Dziękuję twoim rodzicom, że istnieje taki człowiek jak ty, który tłumaczy ficki i to jeszcze tak dobrze *Q*
Przyjemnie się czyta i w ogóle :3
A. I takie jedno pytanie; Twoja mama też na to czeka X3?
I teraz takie małe odpowiedzi na te twoje punkty ~
1) Szkoda, że nie jest długi ;___;
2) Racja *Q*
3) Dobrze prawisz, polać ci :3
Kochana! Jak się cieszę, że czytam Twojego pierwszego bloga, przez co trafiłam na tego. ^^ Już kiedyś czytałam bloga dziewczyny, która tłumaczyła, ale nie robiła tego wystarczająco dobrze. Przewyższasz ją o głowę, a może nawet więcej. Skąd wiem? Widziałam oryginały tego, co tłumaczyła, a angielski znam... No, dobrze. Sama mogłabym tłumaczyć, ale jestem zbyt dużym leniem. Za co dziękuję Tobie. Opowiadanie zapowiada się naprawdę zajebiście! W żadnym momencie nie czułam się tak, jakbym czytała tłumaczenie. Wszystko się trzyma wszystkiego i mam nadzieję, że tak będzie dalej. Bardzo chętnie doczekam się końca, chociaż pewnie będzie mi szkoda, że to już koniec. Obiecuję Ci, że jeszcze nie raz wrócę do Twojego opowiadania. Więc nie waż mi się kasować bloga, kochana, bo za siebie nie ręczę. Tak więc... Dziękuję. ^-^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ściskam~! Dużo weny, chęci i tego, co będziesz chciała. =3
Naprawdę dziękuję^^ i nie martw się, niczego nie będę kasować~!
UsuńMam taką nadzieję. Życzę powodzenia w dalszej pracy~!
UsuńO.o spodobało mi się!
OdpowiedzUsuńa takie pytanie: tyumaczysz na życzenie? Bo jak tak to czy mogłabyś przetłumaczyś ten co przetłumaczyli tylko do 21 rozdziału jak Izaya był chory(wiem jak to zdanie brzmi ale nie wiedziałam jak napisać XD)
Oo, jak miło zobaczyć blog z tłumaczeniami ficków, mało takich, a szczególnie odnośnie drrr.
OdpowiedzUsuńCo prawda ,,Under the Surface'' czytałąm już wcześniej, w oryginale. Nie zmienia to jednak faktu, że z chęcią poczytam twoje tłumaczenie, bo póki co pierwszy rozdział ci doskonale wyszedł. Nie czuć żadnej różncy i zgodzę się, że fick zapiera dech w piersiach. Dosłownie.
I podpisuję się pod czyjś komentarz. Polać ci to i sporo, bo tłumaczenie ficków to nie lada wyzwanie.
Fatill chan - to o czym mówisz to ,,Najszczęśliwszy z ludzi'' czy coś takiego i o ile się orientuję, to chyba oryginał jest niedokończony albo to ja czytałam tę wersję niedokończoną xD
Oryginał jest podobno kontynuowany i jest więcej niż 21 rozdziałów. A jest kilka wersji?
UsuńUrzekło mnie to opowiadanie, czegoś takiego jeszcze nie czytałam;) Bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się tłumaczyć twórczość innych, tym samym ułatwiając nam, czytelnikom, dostęp do naszych ulubieńców, oczami wyobraźni ludzi nie koniecznie z naszego kraju. Chwała Ci za to, niewielu jest takich którzy by się podjęli, ale przecież za to Cię uwielbiamy czyż nie?, zaskakujesz nas w naprawdę cudowny sposób;)
OdpowiedzUsuńoczywiście czekam na kolejny rozdział i bardzo dziękuję za ten;D
Jesteś ZBAWCĄ osób niejęzycznych (np. mnie)! Chwała Ci za to!
OdpowiedzUsuńPo prostu... Tak! Zapiera dech w piersiach. Wszystko jest świetnie opisane i jeszcze ten motyw przewodni. Ach! Czekam z niecierpliwością na więcej!
Cudowne... *Q*
OdpowiedzUsuńKanra-san
Cudne ^ ^!!!
OdpowiedzUsuńNawet nie mam ochoty pisać długiego komentarza bo lecę do następnego rozdziału.
Ale mam jedno pytanie : Twoja mama to czyta (OoO)?