I podziękowania dla Yaarie, która pomogła mi wykryć dwa błędy~! ^.^
~*~
Pod powierzchnią
Rozdział 3
- Odbierz, Shizu-chan! Odbierz, odbierz, odbierz, - Izaya
powtórzył, zaciskając powieki, kontynuując dzwonienie, lecz nikt nie odebrał.
Kilka łez złości wycisnęło się z jego oczu i krzyknął ze złością, uderzając
rękoma o ścianę, podczas gdy jego połączenie zostało odesłane do poczty
głosowej. Rozłączył się, przeklinając i ponownie uderzając o ścianę.
Zadzwonił drugi raz…
Później trzeci…
Wreszcie, po szóstym połączeniu do jego głowy wskoczyła
myśl, że Shizuo nie ma zamiaru odebrać, że faktycznie zostawił go opuszczonego
i uwiezionego w tej zbzikowanej trumnie.
Okej, nie żeby Shizuo wiedział, że on był w trumnie. Izaya
upewnił się, aby nie zdradzać detali tej sytuacji, ledwo dając Shizuo do
zrozumienia, że był gdzieś przetrzymywany wbrew swojej woli, z niczym oprócz
telefony i jego numeru. Jego duma nie pozwoliła mu zdradzić gdzie był, nie
pozwolił odkryć jego prawdziwego strachu odnośnie tego jak tragiczna była ta
sytuacja. Shizuo prawdopodobnie myślał, że był po prostu związany w pokoju,
tylko z niebezpieczeństwem zagłodzenie lub poturbowania przez swoich porywaczy.
Prawdopodobnie uważał tą sytuację za śmieszną – biorąc pod uwagę, że
nienawidził Izayi i chciał, aby cierpiał.
Informator upuścił telefon, z trudem łapiąc oddech i sycząc
pod nosem okrutne zniewagi.
- Kurwa, jest gorąco Dlaczego do cholery nie ma tu żadnej
klimatyzacji – wysapał, lekko i histerycznie się śmiejąc. Było duszno, ale nie
sądził, że był zagrożony wyczerpaniem się tlenu, jeszcze. Nie był pewien jak
długo był nieprzytomny w trumnie, ale miał nadzieję, że nie za długo.
Starał sobie nie wyobrażać momentu, w którym zda sobie
sprawę z tego jak niewiele tlenu mu zostało. Kiedy to wszystko się skończy, a
on będzie porzucony, kaszląc i łapiąc oddech, szarpiąc się rozpaczliwie w jego
drewnianych więzieniu, dopóki jego paznokcie nie zajdą krwią i się nie złamią-
Sama myśl spowodowała, że przerażenie wkroczył do jego
umysłu a on szybko wdychał i wydychał powietrze, ignorując swój drżący oddech i
fakt, że czuł się jakby jego kończyny były wykonane z wody.
Przekręcił się i usłyszał dziwny dźwięk – dźwięk ciężkiego
obiektu, uderzającego o drewno.
- Co do…
To dochodziło z kieszeni jego obszytej futerkiem kurtki.
Sięgnął do niej – wspaniałym, znajomym ruchem – i wyciągnął swój ukochany nóż
sprężynowy. Zaszlochał ze szczęścia, nawet nie wiedząc, dlaczego był tak
szczęśliwy ze swojego odkrycia. Być może była to po prostu znajoma waga w
dłoniach, lub uświadomienie sobie, że miał inne opcje oprócz zaduszenia się na
śmierć.
Okej, więc był wybór
między podcięciem sobie gardła (lub nadgarstków) lub uduszeniem się. To był
gówniany wybór. Ale wciąż dawał mu on pozory kontroli, której teraz tak
potrzebował. Kontrola.
Otworzył nóż, czując się spokojniej, niż dwie minuty temu i
podziwiał go przez sekundę. Potem wsunął ostrze
w szparę między deskami, kilka cali od prawej skroni i delikatnie
potrząsnął. Był lekki opór od drugiej strony, lecz nieznaczny. To
prawdopodobnie ziemia, ale zignorował tą myśl, na przekór wszystkiemu, mając
nadzieję, że może nie był faktycznie pochowany. Może trumna tylko leżała na
ziemi, a on robił wielki problem z niczego.
Wiedział, że to głupia myśl. Stłumione głuche odgłosy, które
słyszał, gdy uderzał w ścianki trumny wskazywały na to, że z wszystkich stron
był przez coś otoczony. Ale odepchnął tą myśl daleko od siebie i zaczął
gorliwie pracować i wycinać mały kawałek deski, tuż obok szczeliny. Zajęło to
kilka minut, ale udało mu się wyłamać mały okruch deski, poszerzając pęknięcie.
Wyciągnął swój nóż z z małej szczeliny i zmarszczył brwi, gdy mała ilość czegoś
wyleciała przez szparę trumny tuż obok niego.
Podniósł latarkę, mocno ją zaciskając i świecił na to co
upadło.
Błoto. Wilgotne, kruche błoto.
Oddech uwiązał mu się w gardle, a on jęknął, zamykając oczy Naprawdę
został zakopany pod ziemią. Teraz nie było ku temu zaprzeczenia.
Zastanawiał się jak głęboko był, jak daleko od powierzchni
był pochowany. Nie mogło być za głęboko, skoro miał sygnał. Może gdyby nie był
uwięziony w tej cholernej trumnie to
jakoś by się wykopał. Ziemia nie byłaby
tak zbita, nie byłaby tak zwarta, biorąc pod uwagę to, że nie był tu na dole
tak długo.
Prawdopodobnie mogło mu się mu się udać jeśli… jeśli… jeśli…
- Cholera, - mruknął, czując jak jego gniew wzrasta –
Cholera. Cholera, cholera! Kurwa! KURWA! Pieprzyć cię Nakamura! Ciebie i twoją
żonę! I pieprzyć ciebie Shizu-chan! Obyście wszyscy zgnili w piekle, wy gnoje!
Chwycił swój nóż i zaczął zaciekle dźgać drewno, nie dbał o
to, gdy jego ręka się poślizgnęła i nie dbał o to, że prawie trafił w swoje
własne palce. Kilka razy ostrze prawie się złamało, gdy dźgał w rogach. W końcu
powstrzymał krzyk i upuścił nóż, słysząc jak opada z łoskotem na drewno obok
niego.
Przyłożył dłonie do drewna, czując wgniecenia tam gdzie jego
nóż odcisnął się na materiale. Uspokoił się, wiedząc, że jedyne co robi, to
marnuje swój cenny tlen. Nic z tej paniki, nie mogło mu pomóc. .Jedyna osoba,
która była w stanie mu pomóc, obecnie go porzuciła i zostawiła na śmierć.
Westchnął, czując wstyd. Wstyd za działania tak histeryczne.
Wstyd za działania tak ludzkie.
-0-
-0-
Nie mógł się pozbyć poczucia winy wewnątrz niego. Podążało
za nim gdziekolwiek się nie udał, nieważne co próbował robić, aby zapomnieć o
tym co się właśnie stało.
Poszedł iść po trochę ramen i ledwo mógł postawić stopę
wewnątrz sklepu. Później poszedł na spacer w parku, ale dwie minuty po wejściu
do niego wydał z siebie ryk frustracji i wyszedł. Rozważał nawet obejrzenie
filmu, aby odwrócić swoją uwagę, ale wiedział, że po prostu wyjdzie z kina.
Nie mógł zrozumieć, dlaczego czuł się tak cholernie winny.
Izaya był manipulantem, złym człowiekiem i zasłużył na to co
mu się działo. Spędzał czas rujnując życie innych ludziom, więc czemu nie
miałoby mu się to choć raz zwrócić? Wątpił, aby Izaya kiedykolwiek miał wyrzuty
sumienia po tym, co zrobił. Pchła była prawdopodobnie niezdolna do odczuwania
poczucia winy lub wstydu. Prawdopodobnie nie poświęcił biednej żonie Nakamury
nawet jednej myśli.
Shizuo nie obchodził diler narkotyków, ale nie był w stanie
opanować swojej wściekłości na myśl o jakiejś biednej, niewinnej kobiety,
której życie się rozpadło, dopóki nie została doprowadzona do zabicia się.
Ale to nie tak, że Izaya chciał ją skrzywdzić. On nie chciał
nikogo skrzywdzić. Po prostu wykonywał swoją pracę.
Tak bardzo jak Shizuo nienawidził pchły, odczuwał dyskomfort
na myśl o Izayi przywiązanego do krzesła, pobitego, krwawiącego i głodnego…
prawdopodobnie wyklinającego teraz Shizuo. Nienawidził pchły, ale nie ale nie mógł usprawiedliwić faktu, że całkowicie
opuścił kogoś w potrzebie. Zawsze uważał się za lepszego od pchły – wiedział,
że niezależnie od tego jak wiele razy Izaya nazywał go brutalem lub potworem,
to informator był tym, któremu naprawdę brakowało człowieczeństwa.
Ale teraz musiał to przemyśleć. Celowo odwrócił się od
Izayi, głuchy na jego prośby, wiedząc, że jest on w niebezpieczeństwie i może
nawet umiera. Wiedząc, że był jedyną osobą, która mogła pomóc Izayi. A co
najgorsze, wiedząc jak wiele dumy Izayi musiała poświęcić, aby wykonać połączenie.
- Ahhh, cholera. Dlaczego, do diabła, mnie to obchodzi? –
warknął, uderzając się w głowę, aby oczyścić swoje myśli. Kilka osób spojrzało
na niego z zaskoczeniem. Następnie zdali sobie sprawę na kogo się gapią i
szybko odwrócili swoje oczy, idąc dalej, odrobinę szybciej niż wcześniej.
Zmartwiony Shizuo przez nikogo nie był uznawany za dobrego.
Próbował oczyścić swoje myśli, przekonać się, że to był
tylko głupi żart i dawał się na niego nabrać, pozwalając by te wątpliwości
tłumiły się w jego głowie. Ale nie mógł się pozbyć obrazów z jego głowy oraz
myśli, że może choć raz Izaya nie manipulował nim dla swojej własnej, chorej
rozrywki.
Wreszcie Shizuo ustąpił, mozolnie idąc z powrotem do swojego
mieszkania w pół-szybkim tempie. Każdy kto widział, że on nadchodzi omijał go
szerokim łukiem, widząc ciemne chmury nad jego głową. Oczywiście, nie był w
dobrym nastroju i nikt nie był na tyle głupi, by się do niego zbliżać. Posyłał
spojrzenie śmierci każdemu, kto podszedł
do niego bliżej niż na 3 metry.
Gdy dotarł do mieszkania udał się prosto do swojego
telefonu, który już dłużej nie dzwonił. Izaya musiał się poddać. Poczuł kolejny
niewytłumaczalny błysk winy, gdy zobaczył, że miał od niego sześć nieodebranych
połączeń. Kleszcz był wytrwały.
Wciąż czuł, że to może być jakaś sztuczka. Mógł po prostu
być pionkiem w dłoniach Izayi, dając pchle sobą manipulować, tak jak za każdym
innym razem.
Spojrzał w dół na swój telefon, potem zdecydował się
zadzwonić do Shinry. Może będzie coś o tym wiedział. Przynajmniej była to
najbezpieczniejsza droga, jaką mógł obrać.
-Halo? Shizuo? Czy coś
się stało?
Mimo, że wcale nie
było wcześnie, to Shinra wydawał się być zmęczony.
- Dlaczego do cholery zakładasz, że coś jest nie tak? –
Shizuo mruknął ponuro. Czy ludzie kojarzyli go ze złymi rzeczami? Czy nie mógł
po prostu zadzwonić, aby porozmawiać?
- Uhh… bez powodu, -
Shinra powiedział nerwowo, zauważając ostrzegawczy ton w głosie przyjaciela – Po prostu zazwyczaj nigdy do mnie nie
dzwonisz, chyba że jest to nagły wypadek, czy coś.
- Wydajesz się być zmęczony.
- Eheheh, moja
ukochana Celty trzymałam mnie po nocach z-
- Zamknij się. Nie chcę o tym słyszeć – powiedział, kuląc się gdy to sobie wyobraził – Słuchaj,
chcę, żebyś zadzwonił do Izayi.
Nastąpiła pełna zaskoczenia pauza.
- Uh… co? Dlaczego chcesz, żebym…
- Nie pytaj czemu. Po prostu
to zrób, - powiedział Shizuo. Odpowiedziała mu niepewna cisza – nie żeby winił
Shinre. Był zbyt podejrzliwy i doktor oczywiście uważał, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Najprawdopodobniej
nie chciał spowodować, żadnej katastrofy – To ważne, Shinra. Obiecuję, że nie
zrobię mu krzywdy.
- …Obiecujesz? Nie chcę, aby potem Izaya się na mnie mścił.
- Słuchaj, nie pytam o jego
numer. Chcę tylko, żebyś do niego zadzwonił, a jeśli odbierze powiedz mu, że ja
cię o to poprosiłem. Wymyśl jakiś pretekst, okej?
- W porządku, w porządku. Oddzwonię za chwilę.
Shizuo czekał niecierpliwie,
z dłonią ciasno owiniętą wokół telefonu. Z jakiegoś powodu czuł, że liczy się
każda sekunda. Była w tym jakaś dziwna pilność, której wcześniej nie odczuwał,
a teraz go trapiła i chciał aby Shinra się pospieszył. Postukał palcami o stół.
Co zajmowało Shinrze tyle
czasu?
Minęło jeszcze kilka minut i
już miał zadzwonić do Shinra, gdy jego telefon zawibrował.
- Co powiedział? – zapytał szorstko
Shizuo, nie pewien, czego się spodziewać.
- On… nie odebrał telefonu. Był wyłączony – Shinra brzmiał nieco
niespokojnie, a może nawet… zaniepokojenie –
Izaya nigdy nie wyłącza swojego telefonu.
- Dlaczego do cholery zajęło
ci to tyle czasu, skoro jego telefon był wyłączony? Ile razy do niego
dzwoniłeś?
- Dwa. Później wykręciłem jego stacjonarny numer i porozmawiałem z Namie.
- Kim?
- Pracuje dla niego – powiedział Shinra, nadal z ciężko zmartwionym
głosem – Powiedziała, że zniknął zeszłej
nocy. Podobno, gdy wracała do domu jeszcze był w swoim mieszkaniu, ale gdy dziś
tam przyszła już go nie było. Dla Izayi znikanie nie jest czymś niezwykłym, ale
nietypowym dla niego jest wyłączanie telefonu.
- Oh… - Shizuo poczuł się
niedobrze zaczynając rozumieć, że może to nie był jednak jakiś głupi żart. Może
Izaya naprawdę miał kłopoty. A Shizuo po prostu się rozłączył, prawdopodobnie
zostawiając go na śmierć.
To prawda, nienawidził Izayi,
ale nie był potworem. Była różnica pomiędzy życzeniem komuś śmierci, a
rzeczywistym zabiciem go. Lub pozwoleniem mu umrzeć.
- Wiesz coś o tym, Shizuo? Czy coś jest nie tak z Izayą?
- Nie, wszystko w porządku.
Po prostu… miałem przeczucie – powiedział bez przekonania. Nawet wiecznie
łatwowierny Shinra nie nabrałby się na jego żałosne kłamstwo. Doktor milczał i prawdopodobnie
starając się ostrożnie dobrać swoje następne słowa, aby go nie wkurzyć.
- Jeśli coś jest nie tak, Shizuo… - zaczął brzmieć niepewnie – Izaya jest moim przyjacielem. Dbam o niego,
nawet jeśli nie zawsze jest dobrą osobą. Celty także. Coś przede mną ukrywasz,
i to coś poważnego.
Shizuo westchnął, przecierając
swoje czoło. Nie chciał Shinrze niczego ujawniać, dopóki sam dokładnie się nie
dowie, z czym ma do czynienia. W innym wypadku mógłby tylko niepotrzebnie wplątać
w to innych, wciągając ich niczym do dzikiego
pościgu gęsi, wywołując niepotrzebne kłopoty.
- Nie mogę ci niczego
powiedzieć, Shinra. Muszę iść – wypalił, rozłączając się i czując poczucie
winy. Udał się do spisu swoich połączeń i oddzwonił do Izayi, starając się tym
razem nie zezłościć, aby ze szczerym zamiarem pomocy, wysłuchać co Izaya ma mu
do powiedzenia.
yatta! trafiłam akurat na dwa nowe (jak dla mnie) rozdziały, nawet nie masz pojęcia jak się cieszę:D Zaczyna się robić coraz ciekawiej, jestem cholernie ciekawa co będzie dalej, nawet nie mogę usiedzieć w miejscu:P W Shizuo odezwało się sumienie, to dobry znak:) tylko czemu wszyscy są względem niego tacy podejrzliwi? Izaya znika, a wina spada na Shizusia:/ ale swoją drogą to - Izaya moje biedactwo samotne i przerażone, jak oni mogli Ci to zrobić?! Dobra, dobra bo chyba zaczynam przesadzać, a może nie? :P... W każdym razie przepisowo moje najszczersze wyrazy uznania i podziękowanie za kolejne rozdziały i jeszcze [oczywiście:)] prośba o przetłumaczonko kolejnego, nie mogę się doczekać, yay!,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i weeeeeny;D
Muszę Ci szczerze pogratulować. Jeszcze nie czytałam tak dobrego tłumaczenia. ^^ Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że to opowiadanie ma tylko osiem rozdziałów. Błagam, powiedz mi, że wcale nie. >.< Ja chcę dużo więcej, bo to jest strasznie ciekawe. Normalnie byłabym zbyt leniwa żeby coś tłumaczyć, więc bardzo dziękuję Ci za to opowiadanie. Tak mi szkoda Izayi. Ja bym chyba dostała szału, gdybym miała taki wybór. Zabiłabym się tym nożem albo zabiłabym te deski. Wszystko, żeby wyjść. I bardzo dobrze, że w Shizuo odezwało się sumienie i jednak chce pomóc Izayi. Cieszę się, że postanowiłaś dodać tłumaczenie rozdziału. Szkoda jednak, że teraz będę musiała czekać na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że to nie będzie jakiś długi okres czasu. Czekam niecierpliwie, życzę weny i wszystkiego, czego chcesz~! Mam nadzieję, że będziesz dodawała rozdziały na obu blogach nieco częściej. Codziennie? =3 No dobrze, nie będę Cię tak bardzo męczyć. Niecierpliwie czekam na coś od Ciebie, kochana.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Och... wspaniałe *Q* Po prostu brak słów, ażeby to odpowiednio wyrazić.
OdpowiedzUsuńKanra-san
Miszusiu Miszusiu znalazłam ci tam trzy błędy ale to tylko powtórzenia słowa :D tak cię tylko informuję bo sama święta nie jestem XDD Wiedz ze będę cię męczyła aż nie pojawi się kolejna notka XD Biedny Shizu - chan, ma wyrzuty sumienia ojojoj :3
OdpowiedzUsuńOhhh... przepraszam xD postaram się dokładniej sprawdzać x.x po prostu po angielsku niektóre powtórzenia wydają się być dość naturalne i gdy przekładam to na polski to jakoś tego nie zauważam xD dziękuję~! ^^
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńohh, dopiero co tutaj trafiłam, opowiadanie naprawdę mi się podoba, i jak powiedziałaś jest naprawdę wciągające, ach jak ja już bym chciała przeczytać następny rozdział... Cieszę się bardzo, ze zdecydowałaś się je przetłumaczyć.. Nie wiem jak jest w oryginale, ale jakoś tak bardzo chciałbym, aby teraz to Izaya nie odbierał ;] aby wzbudzić większe poczucie winy Shizuo...
Dużo czasu aby dalej tłumaczyć życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia
Tak sobie patrzę.. nie. Nie skomentowałam jeszcze X--x Co za nie dopaczenie.. No, ale wracając do głównego celu. Opowiadanie napisane jest po prostu genialne, jest świetna i bardzo oryginalna fabuła. Charaktery zachowane w 100% ,a może i więcej :3
OdpowiedzUsuńNo i ,żeby pocukrzyć nasza kochana tłumaczka spisała się wprost doskonale ♥
Chwała Ci panie, że stworzyłeś takiego cudownego człowieka ♥
Pozdrawiam,
Aiko Hori [ aikohori.blogspot.com]
To jest świetne~!
OdpowiedzUsuńŚwietne tłumaczenie i, no i w ogóle ~!
I pomyśleć, że gdyby nie Aiko i Haru nie poznałabym tego bloga O.O
Czytając to czuję się jak Izayasz ~! ♥
Tak bardzo podobni charakterami jesteśmy xD
Chciałam Ci powiedzieć, Miszu, że wspaniale piszesz~! Byłam już na Twoim drugim blogu i w jeden dzień (to zależy czy liczy się od 3 nad ranem) przeczytałam wszystkie opo i z cierpliwością i ciekawością czekam, na kolejny, bodajże 17, rozdział "Zakładu".
Pozdrawiam~!
I czekam na kolejny rozdział~!
Być tak zakopanym żywcem ahh~!.
^^