„Pod powierzchnią”
Rozdział 4
Izaya większą część dwudziestu minut spędził na myśleniu o
tym, co może zrobić, aby spróbować uciec. Niestety, nawet jego wysoko
rozwinięte myślenie nie wydawało się być zbyt pomocne w tej sytuacji. Biorąc
pod uwagę, brak przestrzeni do poruszania się, pomocne narzędzia, lub
niemożności zrobienia czegokolwiek bez z zmiażdżenia przez kilka stóp brudu i
ziemi.
Jedynymi narzędziami jakie miał do dyspozycji były nóż,
latarka i telefon komórkowy.
Jak na razie komórka okazała się być bezużyteczna. Próbował
dodzwonić się do Nakamury, w nadziei, że może będzie w stanie zmanipulować go,
aby zmienił zdanie, albo chociaż dał mu jakąś wskazówkę odnośnie jego
lokalizacji. Mężczyzna nie odbierał, prawdopodobnie rozbawiony na wyobrażenie
Izayi desperacko czekającego na drugim końcu linii, aby on odebrał.
Jedyna osoba z jaką mógł się skontaktować była dupkiem. W
spokojniejszych momentach mógł sobie wyobrazić surowy obraz Shizuo siekanego w
pół na drewnie, tuż przed nim. To sprawiało, że zaczynał się śmiać, aż do
utraty tchu, a później kaszleć i nagle to przestawało się wydawać takim
zabawnym. On naprawdę, naprawdę umierał i nie mógł nic z tym zrobić, z
wyjątkiem powolnego wariowania.
Bolesne skurcze rozchodziły się po jego nogach, spowodowane
niewygodną pozycją w jakiej się znajdował oraz brakiem miejsca do przekręcenia
się, aby uwolnić go od bólu. To była właśnie chwila, w której zaczął naprawdę gardzić swoją
sytuacją. Nie mógł nawet schylić się aby rozmasować swoją boląca łydkę, która
boleśnie pulsowała, ponieważ trumna była za mała.
Nagle straszne swędzenie dało o sobie znać na podeszwach
jego stóp, przez co teraz ból oraz pieczenie doprowadzały go na skraj
absolutnego szaleństwa. Prawie nawet bardziej niż upał. Po kilku minutach omal
nie szlochał z majaków spowodowanych tym strasznym pieczeniem.
Był pewien, że traci zmysły. To nie było znajome uczucie –
nie być w kontroli nad sytuacją. Był bezradny i nienawidził tego.
Ciszę nagle przerwał głośny, rozbrzmiewający dzwonek.
Wrzasnął nietypowo, podskakując w górę. Jego czoło uderzyło o drewnianą ścianę,
a on zaklął, gdy gwiazdy pojawiły mu się przed oczami.
Ignorując ból w głowie, sięgnął po swój telefon i podniósł
go do ucha, nadal czując, że kręci mu się w głowie.
- N-Nakamura-san – wysapał, trąc czoło.
- Nie. Tu… tu Shizuo.
Zajęło to Izayi okołu trzech sekund by otrząsnąć się z szoku – Shizuo do niego
oddzwonił! – i utworzyć spójne zdanie. Pomimo niewyobrażalnej ulgi, krążącej po
jego ciele, nie mógł nic na to poradzić i czuł się niezręcznie.
- Ah, Shizu-chan. Widzę, że postanowiłeś zaszczycić mnie
swoją uwagą – powiedział sarkastycznie -
Czy oddzwoniłeś, żeby się ze mnie naśmiewać? Może dobić mnie, gdy leżę lub
oddać kilka strzałów zanim kopnę w kalendarz? – wewnątrz krzyknął na siebie, za
bycie tak głupim. Pojawił się promyk nadziei, a on właśnie odpychał go od
siebie, kusząc potwora, aby ponownie się rozłączył… tym razem na dobre.
- Nie. Pomyślałem, że
może tym razem mówisz prawdę i naprawdę potrzebujesz mojej pomocy.
- Ah. Więc masz zamiar poszczuć mnie obietnicą ratunku, a
później w ostatniej minucie mi ją odebrać, jakby dla jakiejś drobnej zemsty? To
do ciebie niepodobne, Shizu-chan – zamknął oczy, czując przebiegający przez
niego wstręt do swojej osoby. Nie mógł powstrzymać słów, opuszczających jego
usta. Shizuo poobijał swoje już bolące ego przez rozłączenie się za pierwszym
razem i chciał jedynie w jakiś sposób odzyskać swoją dumę. Jedyne co mógł
zrobić, to mieć na dzieję, że jego instynkt samozachowawczy w pewnym momencie go
kopnie i uciszy, zanim on pośrednio spowoduję swój własny upadek.
Niemalże słyszał wzrastającą frustrację ochroniarza,
spowodowaną brakiem jego współpracy:
- Cholera, staram się
ci pomóc, kleszczu! Jeśli masz zamiar być kutasem, to równie dobrze mogę ci po
prostu zostawić-
- Nie!
Ah, i oto pojawił się strach.
Jego wybuch spotkał się z szokującą ciszą i wziął drżący,
bolesny oddech. Powiedział:
- Obudziłem się około pół godziny temu w gdzieś zakopanej
trumnie. Ledwo oddycham, ledwo się ruszam, i jedyne co z sobą mam to telefon z
numerem do ciebie. Jeśli się rozłączysz to umrę… uduszę się…
Powstrzymał szloch, czując pełnie siły beznadziejności jego
sytuacji, gdy objawił strach swojemu największemu wrogowi. To było wręcz
upokarzające. Ale po drugiej stronie linii nie było szyderczego śmiechu,
żadnego słowa satysfakcji.
- Trumna – to nie
było pytanie – Co za chory psychol
mógłby… kurwa… to jest po prostu-
- Myślę dokładnie tak samo – Izaya zaśmiał się słabo.
- Wiesz gdzie jesteś?
Mógłbym cię odkopać – usłyszał jak Shizuo się waha, jego głos – choć nie
chętny do pomocy – przesłuchujący i nerwowy.
- Co? Tak po prostu, Shizu-chan?
- Co ty do cholery
masz na myśli?
- Mógłbym się po tobie spodziewać, że będziesz kazał mi
błagać o pomoc. Może nawet zaoferować ci coś wartościowego, zanim w ogóle
rozważysz pomoc mi – Izaya powiedział szczerze. To właśnie dlatego nienawidził
Shizuo; był tak cholernie nieprzewidywalny. Nie mógł być zmanipulowany,
niezależnie od tego jak bardzo Izaya próbował. Informator mógł manipulować
ludźmi dookoła, przekonać ich do zaatakowania Shizuo, ale nigdy nie mógł
wciągnąć Shizuo do swoich 'gierek'. Zamiast tego był zmuszony wnosić 'gry' do
Shizuo.
Blondyn wydał z siebie dziwny dźwięk – Nie pomagam ci, pchło. Zamierzam cię znaleźć, wykopać cię stamtąd, a
następnie ubić na śmierć.
Informator wywrócił oczami – Nakamura-san nie powiedział mi,
gdzie mnie zakopał. Jedynie dał mi instrukcję, że masz pójść do mojego
apartamentu, zabrać walizkę pełną pieniędzy i dostarczyć mu ją tak szybko, jak
to możliwe.
- Walizka? I tyle? - Shizuo brzmiał na zaskoczonego. Izaya zdał
sobie sprawę, że to był prawdopodobnie jeden jedyny raz, gdy prowadzili cywilną
rozmowę – ignorując ponury jej temat – przez wszystkie te lata ich znajomości.
- Jest w mojej sypialni, na górnej półce w szafie. Gdy ją
znajdziesz, zadzwoń do mnie, a podam ci szyfr.
Shizuo burknął, a Izaya usłyszał dźwięk zamykanych drzwi.
Nie był pewien, czy powinien się rozłączyć, czy może zostać przy telefonie. Z
jednej strony, fakt, że to Shizuo był na drugim końcu linii, obrzydzał go, ale
z drugiej strony, naprawdę nie chciał być sam. To mogłoby go tylko sprowadzić
do tortury jaką było słuchanie swojego własnego oddechu i staranie się obliczyć
jak wiele mógł ich jeszcze prawdopodobnie wziąć.
Dobra, może w tej sytuacji Shizuo był mniejszym złem. Nie,
żeby ten potwór o tym wiedział.
- Wiesz jak wiele
czasu ci zostało? – nagle zapytał Shizuo, brzmiąc niepewnie. Izaya usłyszał
jak woła taksówkę i westchnął z ulgą, wiedząc, że on coś robi – Powiedziałeś, że obudziłeś się w trumnie. Czy
wiesz, jak długo w niej byłeś?
- Nie… choć nie sądzę, aby trwało to zbyt długo. Jest tu
gorąco i duszno, ale nie sądzę, żeby miało mi się skończyć powietrze… jeszcze,
- odpowiedział rzeczowo. Ale wtedy pojawiła się jego zgorzkniałość – Jestem
pewien, że czas, który spędziłeś na nie odbieraniu moich połączeń nie pomógł
mojemu dopływowi tlenu. Ale nie martw się, Shizu-chan, przeznaczyłem ten czas
na myślenie o wszystkich moich grzechach, ludziach, których szkywdziłem i o tym
jaką straszną, straszną osobą jestem.
Po jego sarkastycznych słowach była jedynie cisza i mógł
powiedzieć, że jego słowa raniły dość głęboko. Było oczywistym, że Shizuo
faktycznie czuł się winnym za zmarnowanie tak dużej ilości czasu, zwłaszcza
teraz, gdy poznał sytuację w jakiej był informator. Wątpił, żeby rzeczywicie
martwił się o Izayę; to było bardziej tak, jakby jego sumienie ciążyło na nim
za przyczynianie się do możliwej śmierci drugiego człowieka.
- Przepraszam za… nie
uwierzenie ci pierwszym razem, - powiedział drugi mężczyzna, słowa tak obce
zwłaszcza dlatego, że były one skierowane do niego. Nikt nigdy nie przeprosił
Izayi.
- Ah, tak, twoje przeprosiny są niemalże tak samo niezbędnę
jak tlen. Może jeśli będziesz ciągle przepraszać pożyję dłużej – Izaya syknął
zjadliwie.
- Spędziłeś swoje
życie na manipulowaniu wszystkimi dookoła. Jak niby mogłem pomyśleć, że
mówiszmi prawdę?
- Myślisz, że kiedykolwiek zmiażdżył bym moje ego przez
proszenie o pomoc takiej szumowiny i neandertalczyka, chyba że byłoby to
konieczne? – niemalże słyszał jak telefon pęka pod naporem pięści Shizuo i poczuł ukłucie strachu.
- Powinienem cię po
prostu zostawić-
- Ale tego nie zrobisz, - przerwał mu, brzmiąc pewniej, niż
się czuł. Nie był pewien, co Shizuo zamierza zrobić; potwów był zawsze tak
cholernie nieprzewidywalny – Twoje sumienie ci nie pozwoli
Pauza.
- Hehe, wygląda na to, że znam cię trochę za dobrze, eh,
Shizu-chan? Jeśli umrę… będziesz czuł
się winny przez resztę swojego życia. Ponieważ nawet jeśli mnie nienawidzisz,
nigdy naprawdę nie chciałeś, żebym umarł – powiedział. Usłyszał odgłos
bulgotania i uśmiechnął się, gdy Shizuo próbował zaprzeczyć jego oświadczeniu –
Proszę pospiesz się, Shizu-chan. Tu jest gorąco.
Rozłączył się, przez sekundę żałując, gdy nagle ponownie
pogrążył się w tej przerażającej ciszy. Zwykłe wyobrażanie sobie reakcji
ochroniarza było wysoce satysfakcjonujące, ale zastanawiał się, czy nie poszedł
trochę za daleko. Po prostu nie mógł powstrzymać okrutnych słów opuszczających
jego usta, naciągając ich już i tak chwiejny sojusz. To leżało już w jego
naturze, aby wciskać przyciski drugiego mężczyzny i wkurzać go. I niestety ten
instynkt musiał raz na jakiś czas zaspokajać swoje pragnienie, aby przetrwać.
To było dziwne, gdy Shizuo mu pomagał, gdy ochroniarz czuł
do niego coś innego, niż nienawiść. Nie nieprzejemne, po prostu dziwne. A co
było nawet dziwniejsze? Nie sądził, żeby nienawidził Shizuo.
- 0 -
- 0 -
Shizuo z
łatwością wywarzył drzwi, ledwo wkładając jakąkolwiek siłę do swojego
kopnięcia. Jedną rękę miał w kieszeni, a drugą owiniętą wokół telefonu, a
pomiędzy wargami zapalonego papierosa. Każdy inny pomyślałby, że jest on na
swobodnym spacerze, niż na misji ratowania swojego największego wroga. W jego
ruchach była jedynie mała ilość pilności. Nie odzwierciedlało to zamętu w jego
umyśle.
Obecnie jego
myśli się goniły ledwie mógł myśleć prawidłowo. Obrazy informatora uwięzionego
w maleńkiej trumnie w kompletnych ciemnościach migały w jego umyśle, a on nie
wiedział czemu tak bardzo mu to przeszkadzało. Nie podobało mu się myślenie o
nikim w takiej sytuacji, ale dlaczego jego serce tak mocno kołatało i jego
klatka piersiowa bolała na samą myśl o położeniu w jakim jest Izaya?
Miał
wrażenie, że wina opuszczenia człowieka w trumnie na tak długo miała z tym
coś wspólnego. Nie był w stanie znieść prawdy i pozwolił jego emocjom, aby
zaprzeczyły jego własnym akcjom. Wiedział, że Izaya był draniem, a jednak, gdy
informator udowodnił mu to, on się zezłościł i go porzucił. To nie było fair z
jego strony, aby tak po prostu wrócić do kleszcza, a później się wkurzyć, gdy
powiedział mu prawdę, na którą Shizuo cały czas czekał.
Przechodząc
przez wyważone drzwi, wszedł do apartamentu, rozglądając się wokoło. Usłyszał
miękkie chrząknięcie i odwrócił głowę w kierunku źródła dźwięku, zauważając
kobietę stojącą obok regału. Była ubrana w zielony sweter i trzymała kilka
książek.
- Kto ty do
diabła jesteś? – zażądał.
- Namie. A
ty jesteś Heiwajima Shizuo. Co tu robisz? – spojrzała na drzwi z uniesionymi
brwiami, pozornie niewzruszona jego
siłą. Shizuo rozpoznał imię, dlatego, że Shinra wcześniej o niej wspomniał.
Pracowała dla Izayi.
- Nie twój interes. Wynoś się.
Odsunęła się
od półki, kładąc książki na biurku niedaleko okna – Izayi tu teraz nie ma.
- Wiem o tym.
Nie obchodzi mnie to.
Wzruszyła
ramionami, chwytając torbę i wyszła. Mimo, że nie wydawała się być przez niego
zastraszona, to zauważył, że wciąż szła w znacznej od niego odległości. Ledwo
zaszczyciła go jednym spojrzeniem, po czym wyszła, a on czekał, aż jej kroki
przestaną być dłużej słyszalne.
Gdy znalazł
sypialnię Izayi, chwycił za krzesło i położył je obok drzwi, później zaczął
beztrosko wyrzucać wszystko co było w środku. Nie wkładał wiele wysiłku w
dbanie o rzeczy Izayi, tylko rzucał je za siebie. Prawdę mówiąc, okrutne słowa,
które wypowiedział wcześniej nadal
piekły.
Wyciągnął
jeszcze kilka pudeł i rzucił je za siebie, słysząc głośny, wstrząsający dźwięk
– Ups – Potem w końcu znalazł sejf w rogu półki; za wszystkimi zakrywającymi go
rzeczami jakie wyciągnął.
Wykręcił
numer do Izayi. Sejf wymagał 4-cyfrowego kodu numerycznego, którego nawet nie
próbował odgadnąć.
Izaya
odebrał natychmiast, oczywiście. Co do cholery mógłby innego robić?
- Znalazłeś sejf?
- Tak. Jaki
jest kod?
- 6-8-2-3
Shizuo wcisnął
numerki, zastanawiając się, czy znaczyły one coś dla Izayi.
Wstrzymał się od
pytania, decydując się pozwolić mu na odrobinę prywatności – Tak swoją drogą,
wykopałem twoją asystenkę. Czy tam kilkolwiek ona jest.
- Namie? Czy ona-
- Co jest,
kurwa? – powiedział Shizuo, przerywając brunetowi. Sięgnął do sejfu u wyciągnął
z niego notatkę przyczepioną na wierzchu
walizki. Notatka zawierała adres, a pod nim było napisane „Dostarczyć walizkę,
pod ten adres” – oczywiście napisał to Nakamura.
- Co? Czy coś się stało? – mógł usłyszeć
jak głos Izayi waha się ze strachu.
- W sejsie
była karteczka, a na niej adres.
- Oh… Czyżbyśmy się czegoś takiego nie
spodziewali?
- Jeśli
Nakamurze udało się dostać do tego pieprzonego sejfu, to dlaczego po prostu nie
wziął pieniędzy? Dlaczego przeszedł przez to wszystko? Żeby mnie wkurzyć? –
warknął. Izaya zaśmiał się szorstko, pobłażliwie. Wiedza, że Izaya z niego kpi
w jakiś sposób spowodowała, że krew Shizuo się zagotowałą. Co prawda niczego
nie powiedział, wiedząc, że jeśli straci nad sobą panowanie, to zrobi coś głupiego.
- Nie rozumiesz, Shizu-chan? To wszystko jest
grą. Nakumura robi to w zemście za to, co mu zrobiłem. Pieniądze to tylko bonus
– Coś, co i tak by wziął gdybym umarł.
- Nie
rozumiem. Dlaczego wciągać w to mnie? Jaki jest sens w tym, żebym dostarczył
pieniądze?
- Jako ostatni cios dla mojego ego
chciał, żebym błagał cię o pomoc. Prawdopodobnie myślał, że po prostu pozwolisz
mi umrzeć.
Shizuo
zamilkł, ręką sięgając po walizkę. Po tej uwadze poczuł ukłucie bólu. Czy ludzie
naprawdę tak źle o nim myśleli? Czy był aż takim potworem, że ludzie wierzyli,
że mógłby tak bezdusznie pozwolić drugiemu człowiekowi umrzeć? To prawda, że
nie ukrywał swojej nienawiści do Izayi, ale nigdy nie upadłby tak nisko, aby po
prostu go zostawić i pozwolić mu umrzeć w tak przerażających okolicznościach.
Wziął
walizkę z nieco większą siłą, niż to potrzebne i zamknął sejf, krzywiąc się na
głośny łoskot. Był pewien, że właśnie to zniszczył. Co gorsza, Izaya musiał to
usłyszeć.
- Ah, nie spodobało ci się to, co
powiedział. Choć jestem pewien, że to czemu, to powiedział jest dość
zrozumiałe.
- Zamknij się, kleszczu. Po prostu… zamknij
się, - odpowiedział, a jego ton głosu był cięższy z poniżenia. Nie mógł nawet
wymyślić dobrej odpowiedzi, a raczej nie mógł sięgnąć przez telefon i uderzyć
Izayi. Coś uwiązało mu się w klatce piersiowej i chciał dostarczyć tą cholerną
walizkę, a później pójść do domu i się przespać. Miał już dość czucia się
zawstydzonym i winnym. Miał już dość czucia się jak jakaś… kreatura – Rozumiem –
jestem potworem. Nie musisz mi tego wypominać.
Izaya
nie odpowiedział, a Shizuo miał to gdzieś. Opuścił apartament i skierował się do
windy. Był tak pochłonięty swoimi myślami, że z prawie przeoczył to, co później
powiedział Izaya.
- Wygląda na to, że właśnie udowadniasz im, że
nie mają racji
- Huh? –
skrzywił się
- Cóż, nie zostawiłeś mnie na śmierć. Pomagasz
mi, Shizu-chan, nawet jeśli mnie nienawidzisz. Więc sądzę, że to oznacza… że
tak naprawdę nie jesteś potworem. Myliłem się co do ciebie – Izaya powiedział
niskim głosem. Shizuo zmarszczył brwi, czując dziwne trzepotanie w brzuchu.
Czy Izaya…
go pocieszał? Informator jeszcze nigdy nie był dla niego taki miły; szczególnie
pod względem przyznawania się do błędu. Nie brzmiał sarkastycznie, ani szyderczo.
I w jakiś sposób jego słowa sprawiły, że Shizuo poczuł się w środku lepiej.
- Kle…
znaczy się… Izaya, - zaczął, oblizując wargi. Drzwi do windy się otworzył i
wszedł do środka. Mocniej zacisnął dłoń na rączce walizki – Uh… dziękuję. Za to,
że to powiedziałeś.
Izaya
zaśmiał się szczerym śmiechem, a usta Shizuo zadrżały, gdy uświadomił sobie,
jak bardzo podoba mu się ten dźwięk.
- Czy to nie ja powinienem dziękować tobie,
Shizu-chan?
~~~~~~~~~~~~~~
Yey~! Koniec :3
No i tego... KOCHAM LUDZI!! (BlackRockShooter. mi kazała tak napisać) poczułam się jak Izaya xD hehe. No ale bądźmy szczerzy... jak tu nie kochać ludzi, skoro oni robią taką dobrą czekoladę, huh?
Końcówka była przesłodka *O*
OdpowiedzUsuńBtw. z każdym kolejnym rozdziałem, uświadamiam sobie, że chciałabym być zamknięta w trumnie.
Nie rozumiem siebie....mój mózg jest zbyt skomplikowany xD
Shizu-chan zaczyna kochać/ czuć coś do Izayi ~!
Taka podjarana tym jestem~!
Racja. Jak można nie kochać ludzi~? Karmel ~!
Teraz będę dzień i noc czekać za następnym rozdziałem xD
Skacze na krześle O.O
Jestem dziwna Q.Q
I fajnie~!
Kieeedy będzie następny rozdział~?
Pozdrawiam~!
Wiesz.... u mnie z tym tłumaczeniem to jest tak, że mi się przez większość czasu nie chce xD Nie wiem na kiedy będzie następny rozdział, bo się boję, że jak coś obiecam, to potem się nie wyrobię x.x
UsuńHaha, jeszcze chyba nikt nigdy nie chciał być pogrzebany żywcem xD
Ty chyba zawsze skaczesz na krześle Kim :P XD
UsuńSzczerze? Nie spodziewałam się, że to naprawdę napiszesz. xD Mogłam powiedzieć coś dużo dziwniejszego. Ale racja, oni robią czekoladę. Czekolada jest dobra na złość, smutek, ra... Oj, kurde, na wszystko. ^-^ Więc tak, uwaga: myślałam, że mam pecha dzisiaj. Ale, ale! Dodałaś nowy rozdział, więc nie jest wcale tak źle. Jest źle, ale nie aż tak. Przyznaję, że na końcu się prawie wzruszyłam. Jednak się od razu ogarnęłam i stwierdziłam, że JESZCZE się nic nie dzieje. Ale będzie się działo. Mimo wszystko, to było naprawdę słodkie. Nie wiedziałam, że coś takiego słodkiego będzie miało miejsce. Nakamura ma chyba jakiś podejrzany plan, jeżeli o Shizuo chodzi. Nie wydaje mi się, że to tylko takie 'przynieś mi moją walizkę'. Wolałabym jednak nie mieć racji. xd Tak strasznie martwię się o Shizuo~ Chociaż wiem, że on by sobie poradził. Musi sobie poradzić, bo mu tak każę. I ten tekst o tym, że podoba mu się śmiech Izayi. Ojej... Niby dalej się nienawidzą, ale to takie urocze. ^-^ Tłumacz dalej. I wiedz, że jak nie masz pomysłu na dodatek od autora, pisz! Zawsze znajdę tekst, który można napisać pod notką. xd
OdpowiedzUsuńPozdrawiam~!
Witam, witam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest boski, jednak Shizo-chan pomaga Izayi, a końcówka bardzo urocza. Czyżby Shizaya coś czuł do Izaya...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia
Kiedy dalej?? Miszu ile ty tłumaczysz jeden rozdział?
OdpowiedzUsuńA i usuń weryfikacje obrazkową...
Miszu mendo, co tak długo ? XDD Oczywiście to jest zrozumiałe. Potrzeba czasu by to dobrze przetłumaczyć~ Jesteś genialna, po prostu świetna ♥
OdpowiedzUsuńTen rozdział był genialny :3 *__*
Pozdrawiam,
Aiko Hori
Więcej!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńKiedy dalszy ciąg
OdpowiedzUsuńTak dokładnie to nie wiem, ostatnio mam strasznie mało czasu i zalegam już z notką na moim pierwszym blogu ;-; postaram się, ale nie jestem w stanie niczego obiecać
Usuń;_; pisz bładam
OdpowiedzUsuńStaram się... ale mam mało czasu ;-;
UsuńOstatecznie wywaliłam parę książek z plecaka i udawałam, że to nie moja wina, że ich nie mam. Jutro ich ze sobą nie wezmę. Po co? Nie mam pracy domowej, bo dzisiaj cały dzień siedzę przy komputerze. Inne lekcje sobie poczekają, bo nie chce mi się ich robić. Mam dość dobre oceny. Od razu zacznę, że normalnie nie czytałabym bloga z tłumaczeniami. Zazwyczaj tłumaczę sama, ale tego opowiadania raczej nie czytałam. W takim razie od razu wzięłam się za wszystko, co przetłumaczyłaś. Swoją drogą, czemu tego tak mało tu jest?
OdpowiedzUsuńDobrze, nieważne. Sam pomysł na opowiadanie jest dość ciekawy. W ogóle nie odczułam, że czytam tłumaczenie. To kolejna rzecz, która ci wychodzi.
Witaj Miszu ^U^
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do nagrody Liebster Award ^U^
Po szczegóły odsyłam na swojego bloga ^U^
kimichi-shinigami.blogspot.com
Pozdrawiam~!
Kimi~
Hej,
OdpowiedzUsuńwiem, wiem, ze to tłumaczenie jest i trzeba się do tego przyłożyć, potrzebny jest czas... ale ja już bym chciała wiedzieć co dalej z Izayą....
Pozdrawiam serdecznie Basia
gdzie kolejne tłumaczenia ;.;
OdpowiedzUsuńHeh wszyscy czekają z niecierpliwością a rozdziału jak nie było tak nie ma.....:-(
OdpowiedzUsuń