niedziela, 16 lutego 2014

Durarara!! "Pod powierzchnią" - rozdział 6

Pod powierzchnią

Rozdział 6

Nie wiedział, jak to się stało i nawet nie przypominał sobie wstawania z pozycji siedzącej, ale jedyne co wiedział to, że w jednej sekundzie siedział na kanapie, a w drugiej był na ziemi, dłoń zaciskając na szyi Nakamury. W jego  gardle powstawał zwierzęcy warkot.

- Co ty do cholery mówisz?! Obiecałeś! – ryknął, ledwo mogąc się powstrzymać od skruszenia mężczyźnie gardła. Gdzieś w głębi umysłu uznał, że to nie był dobry pomysł.

Nakamura zabulgotał i zakaszlał, słabo drapiąc ręce Shizuo, jego twarz robiła się czerwona. Rozległ się głośny krzyk i Shizuo poczuł, że ktoś złapał go od tyłu i gwałtownie go pociągnął. Jego uchwyt rozluźnił się całkowicie, a Nakamura bełkotał i kaszlał, biorąc jeden głęboki oddech.

Człowiekiem, trzymającym blondyna, był olbrzymi ochroniarz, który wcześniej wpuścił  go do apartamentu. Mężczyzna chwycił go za tył koszuli, ignorując jego szarpanie się.

- Nakamura-sama, co mam z nim zrobić? – zapytał spokojnie.  Shizuo był zbyt rozwścieczony, by myśleć jasno, a jego chaotyczne ruchy na niewiele się zdawały. Ten facet był tak samo silny, jak Simon. Musiał przyznać, że zlekceważył ochroniarza, chociażby dlatego, że jego  gwałtowne ruchy nie miały na niego najmniejszego wpływu.

Dojście do siebie zajęło Nakamurze kilka długich sekund. Pocierał swoje gardło, a kiedy przemówił, jego słowa były skierowane do Shizuo:

- Ach, co za gwałtowna reakcja. Muszę przyznać, że nie przewidziałem takiej sytuacji – lekko zakaszlał, stając na swoich chwiejnych nogach – Choć sądzę, że rozumiesz wybór, którego dokonałem, Heiwajima-san. Dla mnie to nie jest gra. To zemsta.

- Jesteś obrzydliwy – Shizuo splunął – Masz do czynienia z czyimś życiem!

- Wybacz mi, Heiwajima-san. Ale gdybym pozwolił informatorowi żyć, to równie dobrze mógłbym wymazać z pamięci śmierć mojej żony i napluć na jej grób. Zacząłem to wszystko z zamiarem zadania Izayi cierpienia poprzez długą i upokarzającą śmierć i nie mam zamiaru tego zmienić, nawet gdybym w wyniku tego sam miał zginąć.

Shizuo ryknął, sięgając za siebie i wbijając paznokcie w nadgarstki ochroniarza, który krzyknął i go puścił. Blondyn upadł na ziemię, a potem odwrócił się i złapał mężczyznę za koszulę oraz nogawkę spodni, po czym podniósł go nad głowę, ledwo rejestrując zdziwiony okrzyk ochroniarza.

Bez wahania przechylił się do przodu, rzucając mężczyzną w kierunku Nakamury. Były handlarz narkotyków miał wystarczająco szybki refleks, aby uskoczyć, niezgrabnie upadając na ziemię. Ochroniarz upadł na stół, przewracając go.

Ochroniarz zerwał się na nogi niemal natychmiast, niewzruszony i wyciągnął pistolet z kieszeni garnituru. Wystrzelił, a Shizuo wskoczył za kanapę, zerkając na dziury po kulach w ścianie. Mężczyzna kontynuował strzelanie. Blondyn kopnął kanapę wystarczająco mocno, aby przeleciała przez cały pokój.

Kanapa z łoskotem uderzyła ochroniarza , roztrzaskała go o ścianę, po czym odbiła się i upadła na podłogę. Oszołomiony mężczyzna upuścił broń i zachwiał się pod ścianą.

Korzystając z okazji, Shizuo skoczył naprzód i chwycił go za przód koszuli, a następnie uniósł go nad głowę. W ślepej furii, przekręcił się i rzucił ochroniarza na dół głową do ziemi. Jego kark złamał się z obrzydliwym trzaskiem, a ciało bezwładnie opadło na ziemię. Shizuo nie obdarzył go nawet spojrzeniem i puścił, rozglądając się, by znaleźć Nakamurę.

Nakamura nie ruszył się ze swojego miejsca na podłodze. Patrzył na Shizuo ze spokojem, niewzruszony przez pokaz przemocy, który właśnie miał przed nim miejsce. Nawet nie drgnął gdy Shizuo do niego podszedł, nie oparł się, gdy został podniesiony w górę, aż jego twarz znalazła się kilka centymetrów od blondyna.

- Nie podoba mi się, że wciągasz mnie w swoją popieprzoną zemstę – warknął Shizuo, a czerń wpełzała mu przed oczy – I naprawdę nie podoba mi się to, co robisz Izayi. Może i jest pchłą, ale nawet on nie zasługuję na to, co mu zrobiłeś.

Nakamura się uśmiechnął – Nie zasługuje?

Nadeszła kolejna plama ciemności, przez którą cała wizja Shizuo przybrała barwę czerni i nie miał najmniejszego pojęcia, co robi. Jedyne co był w stanie wyczuć do zwierzęca wściekłość, a kiedy ciemność zniknęła, ciało Nakamury było bezwładne i zwisało z jego uścisku jak szmaciana lalka. Puścił je, obserwując, jak ciało z martwymi, pustymi oczyma spada na ziemię. Oznaką jego śmierci były siniaki na jego szyi i wyraźne zniekształcenie, w miejscu gdzie Shizuo zmiażdżył jego gardło.

Jedynym dźwiękiem w pokoju, był ostry oddech Shizuo, który zwalniał z każdą sekundą. Jego kończyny były ciężkie, gdy gniew odchodził. Odwrócił się i spojrzał na dwa ciała na podłodze. Chciał, by jedno z nich się poruszyło i pokazało, że wciąż żyli, ale zwłoki pozostały z bezruchu.

- O Boże… - mruknął, lekko załamującym się głosem. Przykucnął i delikatnie chwycił za ramię Nakamury, potrząsając nim bez skutku – Proszę, rusz się… proszę, powiedz coś…

Brak odpowiedzi..

Zduszone westchnienie wydostało się z jego ust. Wstał, lekko odsuwając się w tył, a jego oczy otworzyły się szeroko w szoku. Właśnie zabił dwóch ludzi. Dwie ludzkie istoty. Był mordercą, szumowiną, która właśnie odebrała życie ludziom. W dodatku nie w samoobronie. Zrobił to z czystej wściekłości.

Spojrzał w dół na swoje dłonie, które gwałtownie się trzęsły. Nie były pokryte krwią, ale mimo to odczuwał potrzebę umycia ich, może nawet zdarcia skóry z całego swojego ciała, aby ponownie poczuć się czystym. Czuł się obrzydliwie i było mu wstyd tego, czego właśnie dokonał.

Shizuo chwiejnie udał się w stronę łazienki, prawie upadając na blat łazienkowy i pospiesznie odkręcił wodę. Umył ręce, ignorując parzącą, gorącą wodę i szorując je. Jego oddechy były krótkie i pełne paniki. Co jak znajdzie go policja? Pójdzie do więzienia? Oczywiście, że tak, to było głupie pytanie. Może mógłby skłamać, że to było w obronie własne, ale nie był w stanie kłamać. Nie w tym wypadku.

O Boże, co pomyśli jego brat? Kasuka na pewno będzie nim rozczarowany, może nawet przestanie z nim rozmawiać i się go wyprze. Kto chciałby być bratem zimnokrwistego mordercy?

Musiał pozbyć się dowodów i upewnić się, że Celty też o niczym się nie dowie. Była jedyną osobą, która wiedziała, że tu był, a przynajmniej miał taką nadzieję. Nie miał pojęcia, czy Nakamura powiedział komuś o tym spotkaniu. Jeśli ktoś wiedział, to mógł się domyślić, że Shizuo tutaj był. Wiedzieliby, że ostatnią osobą, z którą widział się Nakamura jest Shizuo, który miał dostarczyć mu walizkę, by dowiedzieć się gdzie Izaya-

Izaya.

- Izaya – powtórzył, a jego gardło nagle zrobiło się suche jak pustynia  - Kurwa, Izaya. O cholera, o nie.

Nakamura był jedyną osobą, która wiedziała, gdzie zakopany był Izaya. A teraz Nakamura nie żyje…

Szybko wybiegł z łazienki, kierując się w stronę pierwszego zestawu szuflad, jakie zobaczył. Wyciągnął je , przeglądając papiery jak szaleniec, szukając jakiejkolwiek oznaki położenia Izayi i możliwości, że Nakamura ją gdzieś zapisał. Przeszukał kieszenie Nakamury, ubrania ochroniarza, kuchnię, sypialnię i każdy inny pieprzony pokój w tym mieszkaniu, rzucając za siebie niepotrzebne obiekty i kompletnie zaśmiecając to miejsce.

W sumie, zajęło to chwilę szaleńczych poszukiwań, zanim zorientował się, że Nakamura trzymał lokalizację Izayi tylko w jednym miejscu… w swojej głowie.

Wyciągnął telefon, bojąc się tej rozmowy i zadzwonił do Izayi.

-0-

-0-
Kiedy zadzownił telefon, Izaya był pewien, że szok przysporzył go o niewielki atak serca. Otworzył oczy i ścisnął w dłoni telefon, po czym zorientował się, że nie ma go ręku.

Podczas gdy Shizuo dostarczał walizkę, Izaya próbował medytować – czy coś w tym stylu -  i wolno oddychał, otrzymując trochę więcej czasu w tym pudle. Chociaż i tak było trudno powstrzymać instynktowną panikę wynikłą z bycia zamkniętym w klatce jak szczur.  Udało mu się zamknąć oczy i zrelaksować, zmuszając się do myślenia o bardziej przyjemnych rzeczach.

Ale głośne rozbrzmiewanie telefonu, przestraszyło go i teraz powrócił do swojego wstrząśniętego stanu, choć tym razem przeszedł przez niego przepływ nadziei.

To musiał być Shizuo dzwoniący do niego, by powiedzieć mu, że wie gdzie był. Izaya chwycił telefon i podniósł go do ucha, czując dotyk ulgi, gdy usłyszał głos Shizuo:

Izaya? Czy… wszystko w porządku?

- Tak, nic mi nie jest. Co powiedział Nakamura? Wiesz, gdzie jestem? – spytał niecierpliwie.

Jest mały problem…

- Problem? Jaki problem? – głos Izayi nieznacznie podskoczył, poczuł ukłucie niepokoju.

Nakamura nie chciał mi powiedzieć, gdzie cię zakopał. Powiedział, że to jego zemsta i nie miał zamiaru pozwolić ci wyjść z tego żywym  - Shizuo powiedział wszystko jednym tchem, jakby bał się, że w pewnym momencie przestanie mówić. Izaya natomiast poczuł, że jego serce trzepocze, ale zmusił się do zachowania spokoju. Był informatorem. Miał doświadczenie w kontaktach z ludźmi, którzy nie chcieli wyjawić pewnych informacji.

I szczerze mówiąc, w głębi duszy, podejrzewał, że Nakamura nie będzie miał zamiaru go wypuścić. Ale to nie oznaczało, że wszelka nadzieja została utracona.

- Okej…  to drobne opóźnienie. Ale możemy je ominąć. Wątpię, żebyś był tak dobry jak ja w manipulowaniu ludźmi, więc musimy wypróbować inne-

- Izaya…

- Może użyj przemocy? Wiem, że nie lubisz celowo ranić ludzi, ale nie możesz się nie zgodzić, że to jest dość ważne, Shizu-chan.

- Izaya…

- Nakamura może zareagować na ból-

Izaya! Cholera, Nakamura nie żyje!

Izaya się zatrzymał, lekko marszcząc brwi. Poczuł dziwną potrzebę potarcia uszu, by pozbyć się ryczącego dźwięku wewnątrz nich, jak i również pulsowania krwi w głowie. Shizuo z pewnością nie powiedział…

Nie, to było niedorzeczne. Nakamura nie był martwy. Nakamura nie mógł być martwy, bo jeśli on nie żył, a Shizuo brzmiał na dość zrozpaczonego, to oznaczało to, że nikt nie wiedział, gdzie on  był zakopany. I logicznym było, że oznaczało to Izaya miał umrzeć w tej zapomnianej przez Boga skrzyni, w samotności i bólu.

Poprzez mgiełkę oszołomienia, słyszał jak jego oddech lekko przyspiesza, a mglista wściekłość przesłania jego myśli. Starał się, aby jego głos pozostał spokojny, gdy wypowiadał swoje następne słowa – Możesz powtórzyć to, co właśnie powiedziałeś, Shizu-chan?

Niemalże widział, jak Shizuo krzywi się, słysząc gorycz w jego głosie – Kiedy powiedział mi, że nigdy nie miał zamiaru cię wypuścić po prostu… oszalałem i nie wiem jak, ale umarł. On nie żyje, Izaya.

Izaya zaśmiał się szorstko z odrobiną histerii w głosie.

I-Izaya?

- Oczywiście!  To oczywiście, że byś go zabił, Shizu-chan! Nie wiem dlaczego w ogóle spodziewałem się czegoś innego. Teraz, kiedy patrzę wstecz, to powinienem był to przewidzieć, że w chwili, gdy oddałem swoje życie w twoje ręce – ręce niewykształconego, brutalnego, dzikiego potwora – byłem już stracony! – zawołał, wciąż się śmiejąc.

Shizuo milczał, oczywiście skrzywdzony przez jego okrutne słowa. Ale Izaya nie dbał o to. W rzeczywistości, myśl o bólu blondyna jedynie go zachęcała.

- Dlaczego myślałem, że można na tobie polegać?  Zawsze byłeś półgłówkiem głupszym od warzywa i doskonale o tym wiedziałem. Chyba moja sytuacja sprawiła, że pokładałem w tobie nadzieje, Shizu-chan. Jesteś i zawsze będziesz tylko potworną, nieludzką bestią bez morali i ze skłonnością do przemocy.. Nie, jeszcze gorzej. Teraz jesteś mordercą.

Przestań… przestań już…

- Czułeś się dobrze, Shizu-chan, zabijając kogoś własnymi rękoma? Wytropią cię jak zwierzę, gdy się o tym dowiedzą. Oh, ale jestem pewien, że spodoba ci się pościg – wyśmiał go Izaya.

Nie mów tego…


Wiedział, że przegina, ale i tak wciąż to ciągnął, ponieważ czuł się dobrze, dając upust swojemu gniewu. Nakamura był martwy, więc nie mógł go już dłużej nienawidzić. Ale mógł nienawidzić osobę, która go zabiła. Mógł nienawidzić Shizuo.

- Jak myślisz, jak wszyscy zareagują, gdy się dowiedzą? Zastanawiam się, czy twój brat się ciebie wyprze. W końcu bycie bratem krwiożerczego mordercy nie byłoby dobre dla jego reputacji, prawda, Shizu-chan?
Izaayaaaaaa-  głos Shizuo zmienił się ze zranionego na rozgniewany, ale informator albo nie zauważył, albo go to nie obchodziło.
- Ciekawa z was para, nie sądzisz? Ty jako bezmyślny pierwotniak i twój brat będący dziwakiem nie okazującym emocji-
Nie mów o Kasuce w ten sposób! ­– ryknął Shizuo – Nie wiem, dlaczego w ogóle próbowałem ci pomóc. Powinienem po prostu pozwolić ci tam zgnić jak pchle, którą jesteś i przy okazji uczynić ten świat lepszym miejscem! Teraz możesz zapomnieć, że kiedykolwiek ci pomogłem! Mam dość!
I się rozłączył.
Izaye ponownie otoczyła cisza, tym razem straszniejsza niż poprzednio, jeśli to w ogóle możliwe. Shizuo zostawił go tak szybko, że ten nie miał nawet czasu na przemyślenie tego, co się dzieję. Teraz czuł, że być może popełnił straszny, straszny błąd.
Drżącymi palcami ponownie zadzwonił do Shiuzuo. Nikt nie odebrał telefonu, co wywołało u niego przerażające uczucie déjà vu. Słyszał sygnał, ale nikt nie odpowiadał.
- Shizu-chan? Shizu-chan, odbierz telefon – wymamrotał, a jego panika jedynie wzrastała – Shizu-chan, odbierz telefon! Odbierz ten cholerny telefon!!
Nikt nie odpowiedział i brunet odłożył słuchawkę, czując jak szklą mu się oczy. Shizuo go porzucił.
- Shizu-chan, ty draniu – wymamrotał spokojnie – Zostawiłeś mnie, żebym umarł.
Zamknął oczy, wzdychając pod nosem.
Dlaczego Shizu-chan mnie zostawił? Czemu mnie zostawił, abym tu zginął?
-0-
-0-
Shizuo patrzył z przerażeniem na telefon, który właśnie wyrzucił przez okno. W przeciwieństwie do poprzedniego razu, gdy wyrzucił swój telefon tym razem natychmiast tego pożałował i podbiegł do okna, patrząc jak obiekt spada w kierunku ziemi.
- Izaya! – krzyknął, choć informator i tak nie był w stanie go uszłyszeć. W końcu przed wyrzuceniem telefon, blondyn się rozłączył. Dlaczego to zrobił?
Ku jego uldze, telefon wylądował w otwartej śmieciarce, która zatrzymała się na światłach. Omal się nie roześmiał – myślał, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach! Wciąż była szansa na to, że telefon nie jest uszkodzony. Nawet jeśli szanse były niskie, to mu wystarczało.
Tak czy inaczej, jego ulga była krótkotrwała. Światła zmieniły się na zielone, a  śmieciarka zaczęła odjeżdżać .
- Nie!
Za kilka sekund śmieciarki już nie będzie, a to będzie oznaczało, że jego jedyny środek łączności z informatorem zniknie razem z nią.
Nerwowo spojrzał za siebie, szybko dochodząc do wniosku, że nie było teraz czasu na schodzenie schodami; śmieciarka zdążyłaby do tego czasu odjechać. Tak więc w przebłysku rozsądku zrobił to, co w takiej sytuacji zrobiłaby każda inna zdrowa na umyśle osoba.
Wyskoczył przez okno.

9 komentarzy:

  1. Ojej, dziękuję! ^^ Nie sądziłam, że moja prośba tak szybko przyniesie efekty! :D W ogóle, mój Boże, jaki ten rozdział był faaaajny *q* No bo, niby przeczytałam po angielsku i nawet się popłakałam, to jednak co innego jak się czyta w rodzimym języku ;-) Więc, jeszcze raz dzięki za rozdzialik, całuski ;**
    ~Gwiazdka^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku emocję aż kipią z tego rozdziału.. Jak to czytałam siedziałam jak oczarowana :) Jestem strasznie ciekawa co się stanie dalej :D więc proszę o rozdział tak szybko jak to jest możliwe XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, świetne opowiadanie. A ten rozdział wręcz tryska emocjami. Z niecierpliwością czekam na następne części. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    o ja, no i co teraz, nie wiadomo gdzie jest Izaya, nawet w takiej sytuacji sobie ostro dogryzają... ciekawe czy Shizuo odnajdzie Izaye, no ale najpierw musi odzyskać nieszczęsny telefon...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Można wiedzieć kiedy spodziewać sie kolejnej notatki?
    Pozdrawiam Nemuri

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy next~? Maj się kończy, a rozdziału jak nie było, tak nie ma :c

    OdpowiedzUsuń
  7. Już czerwiec a ni ma rozdziału. Kiedy next?

    ~Ruda.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tłumaczenie cudne *o* ale ja się pytam: Kieeedy noooowy roooozdział~?

    OdpowiedzUsuń
  9. więcej.. więcej.. mój umysł błaga o więcej *^*

    OdpowiedzUsuń