środa, 27 sierpnia 2014

Durarara!! "Pod powierzchnią" - rozdział 7





"Pod powierzchnią"

Rozdział 7

Po wyskoczeniu z okna zajęło mu to około milisekundy, aby uświadomić sobie, co właśnie zrobił. Po prostu wyskoczył z szóstego piętra, zmierzając ku solidnej, betonowej jezdni obecnie zapełnionej samochodami. Patrząc wstecz, to pewnie był głupi pomysł. Może gdyby miał czas na zastanowienie się…

Nie… nie, i tak by to zrobił.

Przecinając powietrze, Shizuo poczuł strach ściskający jego klatkę piersiową, ale nie był pewien, czy było tak dlatego, że wyrzucił telefon przez okno, czy dlatego, że właśnie z niego wyskoczył. Prawdopodobnie oba. Gwałtowny wiatr wokół niego nie był zbyt pocieszający, pocieszająca nie była też jezdnia, do której zbliżał się w zastraszającym tempie.

Był pewien, że nie umrze – bycie postrzelonym tylko nieznacznie spowolniło jego ruchy, więc wątpił, aby tak żałosny upadek mógł go zabić – jednak martwił się, że może źle wylądować i coś sobie zrobić lub stracić przytomność. Przez to nie mógłby uratować Izayi…

Nie żeby w ogóle mógł pomóc kleszczowi, biorąc pod uwagę fakt, że zabił jedyną osobę, która wiedziała, gdzie był on zakopany.

Te wszystkie myśli przeszły przez jego umysł w ciągu kilku sekund i gdy ziemia zbliżała się coraz bardziej, teraz była już tylko kilka metrów od niego, zobaczył srebrną plamę i zamknął oczy.

Potem uderzył w ziemię.

Uderzenie sprawiło, że całe powietrze uleciało mu z płuc i tym samym spowodowało, że eksplozja bólu przebiegła przez całe jego ciało. Jego nogi, które nieco podkulił, aby załagodzić upadek, ugięły się pod nim. Usłyszał skrzypnięcie metalu i poczuł jak ziemia pod nim ustępuję, otaczając jego powyginane ciało.  Poprzez wzrastającą agonię, usłyszał także pisk hamulców i poczuł jak powierzchnia pod nim lekko się przechyla, a potem znów wraca na swoje miejsce. Dookoła niego poniosły się krzyki, ciało złośliwie pulsowało z bólu, a krew spływała z boku jego głowy.

Ale był żywy. Był żywy i zanim w ogóle zdążył nieco ochłonąć po tym straszliwym upadku, zmusił się do poruszenia i przekręcił się na bok. Poczuł wtedy, że znowu spada, ale to uczucie było o wiele krótsze od poprzedniego. Uderzył w ziemię, czując jak jego głowa mocno uderza o beton.

Musiałem… spaśćna… spaść… na… samochód, pomyślał, czując jak ból otumania jego umysł. Po raz kolejny nie dał sobie chwili na dojście do siebie i zmusił sprzeciwiające się mięśnie do pracy, starając się tym samym podnieść na swoje gwałtownie trzęsące się nogi. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuł takiego bólu, nigdy nie czuł się tak bliski śmierci, to było straszne. Przez mgłę czerwieni zobaczył masę otaczających go samochodów i uświadomił sobie, że spowodował korek. Nie wspominając już o jednym zniszczonym aucie.

Ludzie dookoła krzyczeli i panikowali, przez co zrozumiał, że jest cały pokryty krwią. Swoją krwią. Widok ten sprawił, że zrobiło mu się niedobrze. Jednak jego umysł jeszcze nie pracował na tyle dobrze, aby umieć rozpoznać uczucie mdłości, przez co  poczuł tylko dziwne szarpnięcie w brzuchu, na które nie zareagował. 

Ze łzami w oczach podniósł wzrok w górę, zauważając przerażonego kierowcę, który wpatrywał się w pozostałości po przedniej części swojego samochodu. Shizuo nie mógł nawet unieść ręki w przepraszającym geście i zamiast tego zaczął chwiejnym krokiem kierować się w stronę śmieciarki. Zatrzymała się ona kilka metrów dalej, uwięziona w niewielkim korku.

Doczłapał się do niej, słysząc pisk hamulców i te niekończące się krzyki-

TRZASK

Coś uderzyło go w plecy i chwilę później znalazł się on w powietrzu. Wiatr owiewał go z towarzyszącym temu i znienawidzonym przez niego uczuciem spadania. Jednak tym razem nie trwało ono zbyt długo i ponownie uderzył o ziemię, słysząc obrzydliwy odgłos łamanych kości i czując jak jego skóra miejscami się rozdziera w kontakcie z szorstkim betonem.

Spojrzał na rozmazaną po ziemi krew i stęknął, wspierając się na niebolącej ręce. Jego lewe ramię było poharatane, ale nawet na nie nie spojrzał. Zamiast tego dokuśtykał do śmieciarki z ręką wyciągniętą przed siebie jak u zombie. Jakaś trzeźwo myśląca część niego – część, która była prawie doszczętnie zniszczona przez ból – uświadomiła sobie właśnie, jak okropnie musi wyglądać. Zakrwawiony, połamany i potykający się stęknął z wyciągniętymi przed siebie rękoma, ślepo podążając w tylko sobie znanym kierunku.

Dotarł do śmieciarki, jakoś podciągając się jedną ręką i wykorzystując swoje chwiejne nogi do wspięcia się do niej. Nie miał pojęcia, jakim cudem mu się to udało, wiedział tylko, że upadł jak worek mąki z cichym „oomph” opuszczającym jego usta i natychmiast uderzył w niego smród śmieci.

Och, to obrzydliwe…

Jego wzrok nieco się wyostrzył i ujrzał telefon leżący na plastikowym worku. Wyciągnął po niego swoją drżącą dłoń i chwycił go, przyciągając bliżej do siebie. Kiedy brał telefon, jego palce zaplątały się w plastik i przedarły go. Wata, pognieciony materiał i wymiociny wysypały się z worka. Gdyby nie to, że te worki uratowały jego telefon, byłby obrzydzony. Ekran był lekko nadpęknięty, ale ku jego radości, komórka nie wyglądała na uszkodzoną w żadnym innym miejscu.

Kupno tego telefonu było naprawdę trafnym wyborem zważywszy na to, że urządzenie było tak samo niepokonane jak jego właściciel. Nie liczyło się dla niego to, że komórka była pokryta wymiocinami – miał zamiar trzymać ją w szklanej gablocie i zachować do końca swojego życia.

- Dzięki ci Boże… za te pieprzone cuda… - wysapał, opadając na bok ciężarówki. Odwrócił się nieco, kątem oka zauważając, że coś się rusza.

To była Celty, która zatrzymała się na swoim motocyklu niedaleko od śmieciarki. Machała do niego gorączkowo, oczywiście spanikowana tym, czego właśnie była świadkiem. Wpatrywał się w nią przez kilka sekund i dopiero chwilę później zorientował się, że wciąż macha ręką i prawdopodobnie prawie, że bzikuje ze zmartwienia.

Shizuo zrobił pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy, aby przekazać jej, że nic mu nie jest. Uniósł w górę kciuk.

-0-

-0-

Powietrze robiło się coraz rzadsze. Wkrótce będzie się czuł, jakby oddychał przez słomkę, a następnie nie będzie w stanie wcale oddychać. Nie chciał sobie wyobrażać, co stanie się potem. Nie potrafił wciskać sobie kitu, że będzie wtedy spokojny i będzie dbał o swoją dumę – ludzie robili szalone rzeczy, gdy byli bliscy śmierci.

To… byłby naprawdę ciekawy eksperyment do przeprowadzenia na kimś, pomyślał roztargniony.

Oczywiście, w przeciwieństwie do Nakamury, on nie pozwoliłby swojej ukochanej ofierze umrzeć. Poczekałby tylko, aż ten ktoś będąc na skraju, zacznie nieco wariować,  a następnie by go wypuścił. Lubił oglądać jak ludzie reagują w różnych sytuacjach. Ale nie lubił patrzeć, jak giną. To nie było ani trochę zabawne.

Będzie tęsknił za swoimi ludźmi.

Telefon obok niego zapiszczał. Kończyła się bateria. Nawet na początku nie było jej wiele i każde pisknięcie przypominało mu o tym jak sam teraz był.

Zacisnął palce wokół trzymanego przez siebie noża i nagle lekko się uśmiechnął. To było dziwne – uczucie wdzięczności, które się po nim rozchodziło. Przynajmniej Nakamura dał mu nóż do przyspieszenia całego tego procesu. Zdecydowanie wolał poderżnąć sobie gardło niż się udusić.

Byłoby lepiej, gdyby Nakamura dał mi pistolet…

Pomyślał sobie, że najbardziej będzie tęsknić za Shizuo. Niezależnie od tego czy go kochał, czy nienawidził, to nie miało znaczenia. Po prostu w blondynie było coś takiego, co rozjaśniało jego dni i sprawiało, że były one o wiele bardziej interesujące oraz warte przeżycia.

Może kiedy Shizu-chan umrze… będziemy mogli znowu się gonić, pomyślał ponuro, a następnie zaśmiał się do siebie. Tak, naprawdę na to liczył.

Podniósł nóż do szyi, jego ręka lekko drżała. Czuł, jak ostrze zatapia się w jego skórze. Zastanowił się, jak bardzo będzie bolało…

Kilka kropli krwi spłynęło wzdłuż jego szyi, gdy ten wstrzymywał skowyt. Mimo że zmuszał się do zachowania spokoju, to i tak gdzieś tam w głębi panikował.

Zrób to. Po prostu… nie myśl o tym…

Wziął głęboki oddech – a raczej spróbował – i zamknął oczy, a następnie przycisnął nóż mocniej.

Telefon zadzwonił.

Głośne dzwonienie nie przestraszyło go tak jak poprzednim razem. Był spięty, na skraju załamania, jednak jego umysł był zbyt zamglony, aby mógł poczuł się zszokowanym. Zamiast tego upuścił nóż, podnosząc dłoń, aby dotknąć krwi, która wyciekała z płytkiej rany.

- Niewiele brakowało – wymamrotał, a następnie sięgnął po telefon i przysunął go do ucha – Sh-Shizu-chan?

- Izaya…

Głos Shizuo był zachrypły, zupełnie jakby właśnie przebiegł maraton. Było w nim słychać odrobinę triumfu oraz ulgi i Izaya zastanawiał się, skąd wzięły się te emocje.

- Izaya… mam go  - Shizuo uśmiechnął się szorstko Nie zepsuł się. To cud… heh… wyrzuciłem go przez okno…

- Co? Jakim cudem nie jest zepsuty? – Izaya doskonale wiedział, że apartament Nakamury znajdował się na szóstym piętrze, jeśli nie wyżej.

- Wylądował w śmieciarce na worku pełnym waty, kocy i wymiocin. Jak mówiłem, to cud.

Izaya zmarszczył brwi, dziwność sytuacji w jakiej znajdował się Shizuo przebijała się przez mgłę otaczającą jego umysł – Więc jak… jakim cudem ze mną rozmawiasz?

- A jak sądzisz? Schody zajęłyby zbyt wiele czasu – brunet słyszał, że Shizuo żartował tylko w połowie. Zamknął oczy, z trudem nabierając do płuc powietrza.

- Je-jesteś w ciężarówce ze śmieciami? Wyskoczyłeś z okna?
- Nie miałem zbyt wielkiego wyboru. Siedzę na górze śmieci, cały zakrwawiony i śmierdzę jak cholera. Gdybyś mnie teraz widział, to pewnie byłby najwspanialszy moment twojego życia – oddech Shizuo był nierówny z bólu i Izaya poczuł ukłucie… czegoś.
Shizuo – osoba, którą Izaya nazywał nieludzkim brutalem i potworem – wyskoczył dla niego z okna. Zrobił to dla Izayi, parszywego, manipulującego ludźmi informatora, który świadomie i bez wyrzutów sumienia ranił ludzi wokół. Drażnił i torturował tego człowieka od lat, a teraz Shizuo po prostu wyskoczył z pieprzonego okna, żeby tylko uratować Izaye. Żeby tylko spróbować uratować Izaye.
Przełknął rzadkie powietrze, które utkwiło mu w gardle.
- Izaya? Twój oddech śmiesznie brzmi… kurwa, zostało mało czasu – Shizuo brzmiał na spanikowanego, ale Izaya wcale o to nie dbał.
Jedyne o czym mógł myśleć, to to, że ktoś się nim przejmował i zrobił tak wiele, aby go ocalić – ocalić kogoś, kto nie zasługiwał na ocalenie. Co ważniejsze, to Shizuo był tym, kto próbował go uratować.
- Zadzwonię na policję, zadzwo-
- Nie, Shizu-chan – Izaya nabrał do płuc powietrza, zamykając przy tym oczy – Nie znajdą mnie na czas. Wiesz o tym.
- Więc Celty mi pomoże! Przekopię całe miasto, jeśli będę musiał!
­- Musisz iść do Namie.
- C-co? – ochroniarz był skołowany nagłą zmianą tematu – Co z nią? Wie, gdzie cię zakopano?
- Ona się wszystkim zajmie: upewni się, że nigdy nie znajdą ciała Nakamury. Nie pójdziesz do więzienia. Zajmie się tym, jeśli jej wszystko wyjaśnisz. Szanuje mnie na tyle, aby to dla mnie zrobić. W dodatku jestem ci to winien. Heh, nigdy nie myślałem, że kiedyś powiem coś takiego.
- T-to nie ma znaczenia. Ty możesz się tym zająć. Możesz-
- Bateria niedługo mi się rozładuje. Kończy mi się też powietrze. Więc chyba powinienem się teraz rozłączyć.
- Jest jeszcze czas.
- Od samego początku nie sądziłem, że w ogóle mi pomożesz – przyznał Izaya. Blondyn na drugim końcu linii zamilkł, jednak informator wiedział, że to wcale nie ze złości – Ale jednak to zrobiłeś. Zrobiłeś tak dużo, żeby mi pomóc… mimo że ja przez całe życie chciałem uczynić cię nieszczęśliwym. Sądzę, że… to sprawia, że jesteś najbliższym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałem. Haha, czy to nie ironiczne? – zmarszczył lekko brwi – Nie powinienem był tego mówić… Shizu-chan. To nie była prawda…
Oddech Shizuo był nawet bardziej szorstki niż jego własny i Izayi zdawało się, że słyszy zdławiony szloch. Shizuo płakał dla niego? Nikt jeszcze nigdy dla mnie nie płakał. Izaya nie zauważył nawet swoich własnych łez spływających po jego skórze.
- Ty też… jesteś moim przyjacielem, Izaya.
- Heh… zawsze… byłeś nieprzewidywalny… Shizu-chan
Uśmiechnął się, zakańczając połączenie i trzymając telefon blisko przy klatce piersiowej. Ledwo mógł już oddychać, nabierając do płuc niewystarczającą ilość powietrza w krótkich, żałosnych, małych westchnieniach. To było bolesne, ale mimo to już się nie bał.
Nie będzie się już więcej bać.
Nakamura umieścił go w jego własnym grobie, udając, że to tylko mała gra, przez którą miał cierpieć. Poszczuł go możliwością ucieczki, choć tak naprawdę była to tylko drobna zemsta. Izaya był rozczarowany, miał co do niego większe oczekiwania. Ale koniec końców Nakamura zachował się jak każdy inny człowiek.
Wygląda na to, że… miałem rację… ludzie są tacy… przewidywalni…
Heh… ja naprawdę… ich kocham…
-0-

-0-
Telefon wypadł z jego bezwładnej reki prosto w śmieci, ale on o to nie dbał. W oddali słychać było przybywających sanitariuszy. Ludzie już nie krzyczeli, ale wciąż dało się słyszeć wołanie i Shizuo widział kierowców oraz pasażerów wychodzących z samochodów, aby obejrzeć wrak.
Wyszedł ze śmieciarki, czując jak dzwoni mu w uszach i kręci się w głowie. Zostawił telefon za sobą. W końcu już go nie potrzebował. Nie czuł dobiegającego z ran ból; wciąż był zbyt otępiały. Ludzie patrzyli na niego i zauważył, że ktoś pyta się mu, czy wszystko w porządku. Zignorował go, wlokąc się powoli do Celty, która niepewnie stała przy swoim motocyklu. Wyglądało na to, że nie wie, co robić; nigdy nie widziała Shizuo w takim stanie.
Kolana drżały pod jego ciężarem, ale doskonale wiedział, że go utrzymają. Karetka dojechała na miejsce i sanitariusze zaczęli działać szybko i sprawnie, układając ludzi na noszach.
Shizuo dalej stał przy Celty, aż w końcu ta napisała coś na swoim PDA. Kiedy pokazała mu ekran telefonu, przeczytanie wiadomości trochę mu zajęło, ponieważ słowa i litery strasznie mu się mieszały.
[Z Izayą będzie dobrze?]
Kilka sekund później odsunęła swoje PDA od blondyna. Najwyraźniej wyraz jego twarzy musiał oddawać jego emocje. Dziewczyna przytuliła go, co było dość nietypowe. Nieważne, że był zakrwawiony i miał złamaną rękę. Nieważne, że śmierdział jak śmieci i jego ubranie było pokryte odpadami oraz że pozbycie się tego smrodu ze skóry pewnie zajmie jej tygodnie.
Żadna z tych rzeczy nie miała znaczenia, ponieważ po raz pierwszy, odkąd się poznali, Heiwajima Shizuo płakał, a ona nie wiedziała jak inaczej zareagować. On też nie, więc odpowiedział tak, jak zrobiłby to każdy inny człowiek. Odwzajemnił uścisk.
~~~~~~~~~~~~~~~
Troll i leniwy, zgrzybiały chuj ze mnie. Cóż innego mogę rzec?

10 komentarzy:

  1. Hurra! Nareszcie~nowy rozdział. Nie mogłam się doczekać~!!!
    Wielbię to opowiadanie i ubóstwiam tłumaczenie *^*
    Mam cichą nadzieję, że następne rozdziały pojawię się troszkę szybciej...
    Weny~!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. ^ ^ Szybko ci poszło (wszyscy : "CO?! O.O") biorąc pod uwagę to że o wpół do dwudziestej miałaś połowę ^ ^
    No ale i tak ryczę ;-;
    Biedny Izaya ;-; , biedny Shizuo ;-;...
    Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybciej~!
    Życzę ci aby lenistwo poleciało na wakacje samolotem i zostało zestrzelone nad Rosją~! ^ ^
    PS. Weryfikacja obrazkowa to ZŁO! Wyłącz ją.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, nie, nie, nie, nie! Izaya, żyj! To było takie piękne, takie smutne, takie... WAAAAASHHH popłakałam się D: Następny rozdział, potrzebuję rozdziałów... Dusze się niczym Izaya... URATUJ MNIE MISZU!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    że co? Ja chcę happy end... Izaya nie może umrzeć, Shizo wyskoczył przez okno za telefonem, ciekawe swoją drogą gdzie jest Izaya, może w tym apartamencie jest ukryty pokój, w którym jest ta trumna z Izayą w środku...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy to już koniec?! Jesli tak to wiedz ze nienawidze! Jak moglas tak zakonczyc!? Az brak mi slow.

    :CCCCCCCCCCC

    ~shiro-chan~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytanie ze zrozumieniem. To nie moje opowiadanie tylko tłumaczenie, więc to nie ja je kończę. W dodatku pisałam gdzieś, że został jeszcze jeden rozdział

      Usuń
  6. Kiedy 8 błagam jak najszybciej....niech iza wyjdzie z tego cało i będzie happy end....nie mogę się doczekać.....umieram .....chce już wiedzieć......plis .....

    OdpowiedzUsuń
  7. O Boże kocham to opowiadanie, błagam o jak najszybsze przetłumaczenie 8 rozdziału, kocham to co robisz ❤ życzę jak najwięcej chęci i czasu *.*

    OdpowiedzUsuń
  8. Miszu, ile jest właściwie rozdziałów? Ryczę - to jest takie smutne! A jak się smutnie skończy to wyjdę i nie wrócę D: Błagam no :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej hej ! Jestem pełna podziwu! Autorce należą się brawa a tb pokłony... Nie no, serio. Cudo nad cudami. Chciałabym jeszcze spytać, czy będzie 8 rozdział?
    Będę beczeć ;-;

    OdpowiedzUsuń