sobota, 15 sierpnia 2015

Durarara!! "Pod powierzchnią" - rozdział 8



"Pod powierzchnią"

Rozdział 8

Epilog

Shizuo i Namie opuścili posterunek policji w ciszy, żadne z nich nie miało ochoty na rozmowę. Namie weszła na posterunek pewna siebie i powiedziała kilka słów siedzącemu przy swoim biurku oficerowi. Trochę się z nią kłócił, ale na daremno – dziewczyna nawet się nie zawahała. W końcu wypuścił on Shizuo z jego celi i blondyn wylazł z niej w ciszy, przed pójściem za byłą asystentką Izayi posyłając oficerowi mordercze spojrzenie.

Niebo było ciemne, co oznaczało , że przebywał w tej celi przez kilka godzin, choć i tak go to nie obchodziło. Stracił już poczucie czasu z powodu pulsującego bólu w ramieniu i żebrach i… kurwa, wszystko go bolało. Wyczuwał jak przez to, że nie był już dłużej na uwięzi, podwyższa mu się poziom stresu.  Mógł z łatwością się wrócić i zbić tych drani na miazgę, gdyby tylko chciał.

Namie wyciągnęła z portmonetki paczkę papierosów i podała je w ciszy blondynowi, zupełnie jakby czytała mu w myślach. Z wdzięcznością je od niej odebrał, domyślając się, że Celty musiała jej powiedzieć, aby po drodze na posterunek wzięła paczkę.

Namie zauważyła, jak utyka i uniosła w górę brwi:

- Nawet cię nie poskładali?

Mruknął – Po tym co się stało, nie pozwoliłem się nikomu do siebie zbliżyć. Byłem zbyt wkurzony – zapalił jednego z papierosów i głęboko się nim zaciągnął, czując jak ból w tyle głowy zanika na tyle, aby był w stanie myśleć jasno.

Ból głowy dokuczał mu odkąd tylko udał się na posterunek policji – ignorując spojrzenia ludzi wyraźnie wpatrzonych w jego zakrwawioną i śmierdzącą osobę – oraz zażądał, aby odnaleźli Izaye. Wiedział, że informator kazał mu się tym nie przejmować, ale on nie miał zamiaru się poddawać, nie gdy mógł wciąż coś zrobić. Więc tam poszedł i tak jak powiedział Izaya, podróż okazała się być bezowocną.

Streścił im sytuację tak szybko, jak tylko było to możliwe i natychmiast obiecali mu, że wyślą ekipę poszukiwawczą. Następnie Shizuo obserwował jak policjant, z którym rozmawiał, odszedł, a następnie nachylił się, aby wymamrotać coś do swojego przełożonego, który posłał Shizuo krótkie spojrzenie. I wtedy Shizuo się wkurzył, bo dzięki temu spojrzeniu zrozumiał, że facet nie miał zamiaru wysłać żadnej pieprzonej ekipy poszukiwawczej. To spojrzenie powiedziało mu wszystko, co musiał wiedzieć – że policja była cholernie zajęta i Nakamura zadbał o to, że nie zrobią niczego, aby mu pomóc, nie dopóki nie będzie już na to za późno, a to było dla Shizuo wystarczającym powodem.

Jego krew gotowała się na samą myśl o tym, ale tym co wkurzyło go zdecydowanie bardziej był fakt, że nie mógł nawet zadać uderzenia, zanim czwórka policjantów na niego naskoczyła i go przytrzymała. Mógł ich pokonać bez problemu, ale nawet z umysłem zamglonym przez złość doskonale wiedział, że atakowanie kilku policjantów nie było dobrym pomysłem.

Warknął na samo wspomnienie i zauważył, że pusty wyraz twarzy Namie się załamał.

Kilka minut później w końcu przerwał ciszę:

- Gdzie jest Celty? Myślałem, że to ona cię tu przywiozła. Powiedziałem jej, żebyś wpłaciła za mnie kaucje.

- Celty wróciła do domu i powiedziała o wszystkim Shinrze. Wydawała się być nieco przybita tym co się stało, ale nie wyjaśniła mi szczegółów. Oczekuję, że ty to zrobisz – powiedziała obojętnie. Po jej spojrzeniu Shizuo doskonale wiedział, że zdawała sobie sprawę z tego, że jej były pracodawca był martwy. Na zewnątrz nie sprawiała wrażenia szczególnie melancholijnej, jednak jej pozbawiony emocji wyraz twarzy był wyraźnie wymuszony,  przez co było widać, że nie jest tym całkowicie niewzruszona.

Shizuo szybko streścił jej co się stało, a jego głos kilka razy się przy tym załamał. Powiedział jej tylko niezbędne minimum – nie wiedziała o prywatnych rozmowach jego i Izayi – a ona do samego końca się nie odzywała. Gdy już skończył mówić, pozwoliła ciszy trwać jeszcze kilka minut.

Weszli do parku i dziewczyna wyraźnie prowadziła go w stronę ławki. Usiadła na niej, położyła na kolanach portmonetkę i złączyła ze sobą nogi.

- Zajmę się Nakamurą i jego ciałem. Miał wielu wrogów, więc łatwo będzie wrobić w to jednego z nich. Ten problem jest łatwy do rozwiązania – zawahała się.  – Zajmę się też… pogrzebem Izayi. Zgaduję, że się pojawisz?

Shizuo skinął głową, czując w gardle gulę. Nie było już nadziei, niczego, czego mógłby się uchwycić. W pewnej chwili, podczas pobytu w celi, wyparcie jakoś wyślizgnęło się zanim był w stanie to zauważyć i zaczął sobie uświadamiać, jak wiele sekund, minut, godzin już minęło. Czuł się tak jakby znajdował się w jakimś mglistym śnie, wszystkie kolory delikatniały i rozmywały się , tylko księżyc oświetlał jego otoczenie.

Namie wciąż mówiła i zmusił się do skoncentrowania na jej słowach:

- …rodzina Izayi. Oczywiście będą chcieli wiedzieć, ale nie jestem do końca pewna co podać im jako przyczynę zgonu Izayi. Pewnie będzie to nieco skomplikowane, skoro prawdopodobnie zechcą zobaczyć ciało, a my go nie mamy – westchnęła, lekko ściskając nasadę swojego nosa. – Jeśli powiemy im, że został zamordowany, mogą chcieć wszcząć dochodzenie, co może sprawić, że połączą ze sobą pewne fakty i dotrą do ciebie. Oceniając po tym, co mi powiedziałeś, jest to raczej ostatnia rzecz jakiej chcemy. Będę musiała wymyśleć jakieś skomplikowane kłamstwo odnośnie tego, czemu Izaya jest martwy i dlaczego nie mogą zobaczyć ciała albo dlaczego ciała nie ma.

Jej słowa były tak zimne, a ich dobór tak kliniczno-fachowy, że większość słuchaczy uznałaby ją za bezduszną i nieczułą. Shizuo jednak był jej wdzięczny za opanowanie i formalność. Nie poradziłby sobie z kobietą płaczącą, jakby właśnie straciła kochanka i błagającą go o to, aby zdradził jej ostatnie słowa Izayi oraz czy wspomniał o niej podczas rozmowy.

Nie ma nawet ciała…

Upuścił swojego papierosa na ziemię i zapalił kolejnego, wiedząc że przed snem pewnie skończy całą paczkę.

Namie wstała, aby odejść, więc gwałtownie się cofnął.

- Będę z tobą w kontakcie. Gdybyś mnie potrzebował, to mój numer. Po prostu do mnie zadzwoń, a ci pomogę – podała mu wizytówkę. Nie powiedziała tego wprost, ale Shizuo dokładnie zrozumiał ukryte znaczenie wypowiedzianych przez nią słów. Jej szacunek dla Izayi – nawet jeśli nie było w tym ani grama miłości – był dla niej wystarczającym powodem, aby pomogła Shizuo, dlatego, że Izaya by tego chciał.

Shizuo wziął od niej wizytówkę, zdając sobie sprawę z tego, że skończy ona gdzieś w szufladzie. Tusz wyblaknie, a krawędzie się zgniotą. Mimo wszystko go to nie obchodziło: sama oferta pomocy była pocieszająca. Przede wszystkim to fakt, że dziewczyna była jakoś powiązana z informatorem sprawił, że wziął od niej wizytówkę, zupełnie jakby łapiąc za każdy szczegół łączący go z Izayą mógł jakoś zmienić to co się stało albo przynajmniej spróbować to zaakceptować.

Został w tym samym miejscu jeszcze na długo po jej odejściu, a jedynym wyznacznikiem jego humoru była kupka papierosów niedaleko jego stóp. Jego umysł był pusty i staczał się w dół do jakiegoś głębokiego podziemia, zupełnie jak Izayi, który zginął w samotności. Kiedy skończył paczkę, coś w jego wnętrzu pękło i zostało w nim pochowane, bezpiecznie przed nim schowane, zupełnie jak za sprawą mechanizmu obronnego.

Nie wychodziło stamtąd przez długi czas.

– 0 –

– 0 –

Sprawdził swój telefon. Trzydzieści osiem nowych wiadomości. Sześćdziesiąt trzy nieodebrane połączenia.

Ludzie musieli się o niego martwić. Nie było go w domu od kilku tygodni, więc rozumiał, że było to uzasadnione. Nie kontaktował się z żadnym ze swoich przyjaciół od nocy spędzonej na posterunku policji i nikt tak naprawdę nie wiedział gdzie on teraz był.

Gdzie jesteś? Shinra i ja się martwimy. Proszę, zadzwoń do nas.

Problem z Nakamurą został rozwiązany. Nie ściągaj na siebie uwagi, a wszystko będzie dobrze.

Położył talerz z spaghetti na stole, lekko skinając głową na ciche „dziękuję” od klienta, po czym odszedł, trzymając tackę u swego boku. Jego lewę ramię wciąż było uszkodzone, ale wczoraj ściągnął temblak, zdenerwowany tym, jak ograniczał on jego ruchy.

Nikt nie zwracał na niego uwagi, choć większość prawdopodobnie wiedziała o jego reputacji. Nawet jeśli tak, to nie rozpoznawano go z brązowymi włosami – pofarbował je z powrotem na ten kolor przed opuszczeniem swojego apartamentu. Prawdopodobnie znano go jako blond potwora bez twarzy, który rzucał automatami na napoje i ludźmi bez mrugnięcia okiem. Nikt nie znał go osobiście i to mu się podobało.

Wziął jeszcze dwa talerze, kładąc je na swojej tacce i ze spuszczoną w dół głową, dalej poruszał się jak robot.

Bracie, twoi przyjaciele dzwonią do mnie i pytają gdzie jesteś. Martwią się o ciebie i ja też. Daj nam chociaż znać, że jesteś bezpieczny i nic ci nie jest.

Wiedział, że wszyscy się o niego martwią, ale potrzebował trochę czasu dla siebie. Potrzebował trochę czasu do namysłu, nie tylko o tym co się stało, ale też na temat całego swojego życia. Teraz, kiedy Izayi już nie było, cel jego istnienia się zmienił. Czy „zmienił” było w ogóle odpowiednim słowem?

Nie, to nie było dobre słowo.

Cel jego życia został kompletnie zniszczony. Dla Shizuo, jedynym powodem do życia było gonienie Izayi po mieście i ewentualne zabicie go. Była to ich pewnego rodzaju pokręcona gra, a teraz, gdy drugi gracz został pokonany, Shizuo nie miał pojęcia co zrobić ze swoim życiem.

Mógł wrócić do pomagania Tomowi, ale czy to naprawdę było życie? Nie mógł nawet użyć stu procent swojej siły, nie mógł nawet być w pełni sobą, chyba, że próbował zabić kleszcza. Teraz jego ubrania, te, które dał mu Kasuka, były dla niego więzieniem. Dusiły go, ściskając tak długo, aż w końcu nie był w stanie oddychać.

Shizuo, gdzie byłeś przez ostatni tydzień? Nie przyszedłeś do pracy i nie odbierasz telefonu.

Słyszałem o śmierci Izayi. Czy to dlatego nie przychodzisz do pracy?

Shizuo, minęły dwa tygodnie. Celty przeszukała za tobą całe miasto. Martwi się, że coś się stało. Zadzwoń do mnie.

Za parę dni miał się odbyć pogrzeb Izayi. Wciąż nie zdecydował co wtedy zrobi. Przyjdzie i stanie twarzą twarz ze wszystkimi swoimi przyjaciółmi oraz ich pytaniami? Łatwiejszym rozwiązaniem byłoby nie przyjść i zostać tu, pracując jako kelner i mieszkając w tym gównianym hotelu.

Zresztą, to nie tak, że znaleziono ciało Izayi. Poszukiwania były dość skomplikowane – mogli przekopać każde miejsce, w którym informator prawdopodobnie mógł zostać pochowany. Mógł być w parku albo na cmentarzu, albo na tyłach czyjegoś ogródka. Nikt nie zgłosił żadnych dziwnych widoków ludzi wykopujących dół w podejrzanym miejscu.

Na jego prośbę, Namie powiadamiała go na bieżąco. Ich rozmowy ograniczały się do chłodnego, biznesowego przekazywania sobie informacji. Ani razu nie spytała go o to jak się czuje, mimo że prawdopodobnie zdawała sobie sprawę z jego zniknięcia.

Wciąż nie znaleźliśmy jego ciała. Mimo to pogrzeb odbędzie się za pięć dni.

Policja uważa, że za śmierć Nakamury odpowiada jego rywal w sprzedaży narkotyków. Właśnie rozpoczęli śledztwo w sprawie tego człowieka. Wciąż nie mają niczego, co jakoś łączyłoby cię z jego śmiercią.

Bracie, widziałem cię dzisiaj w drodze na spotkanie z moim agentem. Zauważyłem, że przefarbowałeś włosy na brąz, co nieco mnie zdziwiło. Nie powiedziałem żadnemu z twoich przyjaciół gdzie jesteś, ale cieszę się, że nic ci nie jest i jesteś bezpieczny. Poczekam aż będziesz gotowy na rozmowę.

Spojrzał znad stolika, który obecnie obsługiwał i zobaczył kogoś znajomego przy drzwiach restauracji. Celty pokazywała jednemu z kelnerów swoje PDA, a kiedy go zobaczyła, pozwoliła mu upaść. Nie podeszła do niego, ale on cicho westchnął, odkładając swoją tackę i poszedł w jej stronę.

Może wypadałoby już wrócić.

– 0 –

– 0 –

- Nawet nie jesteś tu pochowany.

Jego głos był zachrypnięty, a od miesięcy nieużywany głos sprawiał wrażenie obcego. Gdyby ktokolwiek z jego przyjaciół tu był, prawdopodobnie dostałby właśnie miniaturowego zawału serca po usłyszeniu jak mówi.

Nie żeby mógł ich za to winić – nikt nie usłyszał od niego słowa, odkąd Celty znalazła go w tamtej restauracji. To nie tak, że stał się stuprocentowym odludkiem i nie chciał mówić. Po prostu… nie miał nikomu niczego do powiedzenia. Shizuo nigdy nie był dobry w słowach, a przekształcanie w nie swoich myśli w tym momencie wydawało się czymś niemalże niemożliwym. Głównie dlatego nie miał zamiaru się odzywać i szukał pocieszenia w ciszy. Oraz swojej butelce.

Instynktownie mocniej chwycił butelkę alkoholu, czując jak rozchodzi się po nim lekkie poczucie winy. Od czasu śmierci Izayi pił więcej niż potrzeba. Przyjaciele się martwili. Jego brat niczego nie powiedział, ale kiedy odwiedził Shizuo, jego wzrok na parę sekund zatrzymał się tej nigdy nie znikającej butelce, podczas gdy jego wyraz twarzy pozostał pusty.

- Wiesz, nigdy nie myślałem, że będziesz kimś, kto wciągnie mnie w alkoholizm – wymamrotał, stawiając butelkę niedaleko grobu. – Nawet kiedy jesteś martwy, udaje ci się spieprzyć mi życie. Zakładam, że jesteś z siebie zadowolony, co nie?

Czuł się jak idiota, gadając tak do pustego grobu.

Na nagrobku napisano „Orihara Izaya”, ale w trumnie nikogo nie było. To, że była pusta nie zostało zakwestionowane – Namie musiała jakoś odpowiednio to wyjaśnić – i kiedy opuszczano ją w dół, rodzina Izayi była cała we łzach, a ludzie dookoła byli posępni i smutni. Nie miało to dla Shizuo znaczenia.

Bo niby dlaczego? Izaya i tak już był pod ziemią. Jedyne co robili, to spuszczali w dół pustą trumnę, a wszyscy wokoło udawali, że był to martwy informator, choć tak naprawdę to tylko drewniane pudło.

- Byłbyś też zadowolony tym, ilu ludzi przyszło na twój pogrzeb. Oczywiście, Shinra i Celty przyszli. Simon też. Namie przyprowadziła ze sobą swojego brata i jego straszną dziewczynę z blizną na szyi. Twoja rodzina, oczywiście, też przyszła. Twoi rodzice sprawiali wrażenie miłych i normalnych, więc nie mam pojęcia jakim cudem wyrosła z ciebie taka pchła, ale wydaje mi się, że po prostu mieli pecha – zaśmiał się bez humoru, tylko w połowie żartując. – Twoje siostry są dziwne, ale to prawdopodobnie przez twój wpływ na nie.

Nie czuł się źle, drocząc się z Izayą. Cholera, jeśli już, to czuł się przez to lepiej. Izaya nie chciałby, żeby nagle zaczął zachowywać się mile i sztucznie, nawet po jego śmierci. Nie, ich relacja pod tym względem się nie zmieni.

- Ta trójka dzieciaków z Rairy też przyszła. Dziewczyna w okularach, nieśmiały dzieciak i jego głośny blondwłosy przyjaciel. I dziewczyna tego dzieciaka też, Saki czy jakoś tak. Mój brat też przyszedł, po tym jak powiedziałem mu co się stało. Musiałem powiedzieć mu prawdę. Wiesz, w końcu jest moim bratem. Widziałem też jakichś podejrzanych ludzi… jak na przykład ten gość Shiki, który mi się przedstawił. Koniec końców… zdecydowanie więcej ludzi niż się spodziewałem. Nigdy nie pomyślałbym, że tak wiele ludzi się o ciebie troszczyło, kleszczu.

Siedział na ziemi, kręcąc butelką wokoło i pusto wpatrując się w pozbawiony znaczenia nagrobek. Nie miał pojęcia czemu, po tak wielu miesiącach nie odzywania się, słowa zaczęły nagle wypływać z niego jak woda. Zupełnie jakby otworzył jakąś bramę i nagle wszystko, co chciał powiedzieć pojawiło się i zaczęło wylewać, a on nie mógł tego zatrzymać.

Nie było żadnej odpowiedzi, tylko pojawiające się od czasu do czasu delikatne i ciche podmuchy wiatru.

Nie wiedział nawet do kogo mówił – Izayi przecież nie było w grobie. Nikogo tam nie było. Mówił do kogokolwiek kto go słuchał… do nieba, do ziemi, swojej butelki… wszystko jedno.

- Wszyscy myślą, że mam myśli samobójcze… chyba mają rację…

Drzewa w tyle cicho zaszumiały.

- Czy można zginąć z nudy? Bo to wszystko co teraz czuję… nuda. Jakby… moje życie nie miału celu ani sensu. Jakby jedyną rzeczą, jaką mogłem robić było gonienie cię po mieście oraz staranie się cię zabić… i nawet to mi się nie udało – Nakamura zrobił to za mnie. Teraz nie mam już nic do zrobienia.

Uśmiechnął się, biorąc łyka ze swojej butelki. Alkohol palił jego przełyk, ale on rozkoszował się tym uczuciem.

- Z wyjątkiem picia. Ostatnio sporo piję, kleszczu, dzięki tobie. Nie tak dużo jak na początku, ale wciąż dość sporo. Kiedy zacząłem, o mało nie umarłem z zatrucia alkoholem. Celty była wściekła… - nastąpiła długa, nieprzerwana cisza, a wyraz jego twarzy wyrażał zamyślenie. – Chcesz, żebym się zabił, Izaya? Chcesz się znowu ze mną gonić i ponacinać mnie tym swoim nożem? Potrzebuję pieprzonego wyzwania, a teraz kiedy ty jesteś martwy, nikt mi nie dorównuje. Jedyna osoba, która się do tego nadaje to ty… i Simon, ale on nie lubi przemocy i nie wkurza mnie tak jak ty.

Butelka była już pusta i wpatrywał się w nią przeszklonymi oczyma, czując się ponuro. Wszystko zmieniało się na lepsze.

Każdego dnia pił mniej i nawet czuł się lepiej. Wszyscy dookoła byli zmartwieni, że wpadł w alkoholizm, ale on wiedział lepiej. Każdego dnia robił małe postępy, zaczynając pić później za dnia i kończąc wcześniej w nocy. Jego pragnienie alkoholu stale malało i wkrótce jego mieszkanie miało być go całkowicie pozbawione.

Więc o to się nie martwił.

- To nie powinno się tak skończyć, kleszczu. To ja powinienem cię zabić. Żałuję, że nie zrobiłem tego, kiedy miałem szansę. Wtedy bym się tak nie czuł. Ja… ja powinienem nienawidzić cię do samego końca…

Upuścił butelkę, spoglądając w górę na niego. Lekko się uśmiechnął, dochodząc do wniosku, że nie ma mowy, aby Izaya był teraz w Niebie. Jeśli już, to jego dusza znajdowała się głęboko głębiej pod ziemią niż jego ciało. Jednak mimo wszystko gdy mówił, patrzył w górę, czując słońce na swojej twarzy.

- Myślę, że postaram się jakoś pozbierać, o ile ci to nie przeszkadza, pchło… Mam swoje życie, wiesz…

Odwrócił się, aby odejść, czując jak jakiś ciężar spada mu z ramion, zupełnie jakby właśnie uwolniono go z klatki. Wydawało mu się, że gdzieś w oddali słyszy śmiech – Izaya zawsze z niego drwił – i przeczesał dłonią swoje brązowe włosy. Musiał kiedyś znowu je pofarbować; blond lepiej do niego pasował.

Mimo że czuł jak jego umysł się rozjaśnia i miał wrażenie, że dochodzi do siebie, wciąż odczuwał lekkie swędzenie pod skórą. Była to ochota, potrzeba złapania czegoś i rzucenia tym, aby się wyżyć i użyć całej siły jaką posiadał. Teraz, kiedy Izayi już nie było, to uczucie miało już nigdy nie zniknąć, ale póki co mógł je ignorować.


Na jakiś czas, mógł to uczucie zakopać.



Koniec



czwartek, 11 września 2014

Durarara!! "W związkach trzeba ze sobą rozmawiać, nie? No nie?" - drabble

Wstawiam to, bo mam fazę na francuski xD  
Muszę się podciągnąć. Mam tu w liceum serio wymagającą panią i doszłam do wniosku, że skoro tak, to przetłumaczę z francuskiego jakieś drabble~! 
Matko, co ze mnie za poliglotka  O_O  angielski, japoński, a teraz francuski xDD 
Tak czy inaczej, tekst nie jest długi  ^^  
Miłego czytania i jeśli ktoś zna się na francuskim, to niech napisze mi w komentarzach, czy coś nie jest źle!  :D


~*~


Tytuł oryginału: Une relation a besoin de conversation, n'est-ce pas? N'est-ce pas?

Link do oryginału: [LINK]

Autor: NaMaDe

~*~



W związku trzeba ze sobą rozmawiać, nie? ...No nie?

- Shizu-chan?

- ...

- Hej! Shizu-chan?

- ...

- Wiem, że nie śpisz, Shizu-chan!

- …

- Hej! Idioto, mówię do ciebie!

- …

- Odpowiedz mi! Głupku!

- …

- Działasz mi na nerwy! Shizu-chaaaan!

Izaya zaczął w końcu potrząsać Shizuo. Po tym jak nie otrzymał żadnej odpowiedzi, wyszedł z pokoju. W tym właśnie momencie para ramion mocno go chwyciła i bezceremonialnie przycisnęła do ściany. Nie mógł niczego powiedzieć, lecz jego usta mimo to były zajęte. Wtedy właśnie zaczęła się walka między dwoma smakami. Noga blondyna wsunęła się między jego i Izaya wydał z siebie stłumiony jęk „Shizu-chan”.

- Izaya?

- Tak…


- Stul pysk.

~~~~~~~~~~~~~~

A więc... wyżuty niczym stara guma do żucia wątek "uciszania" kogoś swoimi ustami xD   lubię te sceny, ale myślałam, że trafię na coś bardziej zaskakującego~ 
Tak czy inaczej, wśto będzie niedługo. Rozdział prawie skończony, więc prawdopodobnie pojawi się w weekend, a tłumaczeniem ostatniego rozdziału "Pod powierzchnią" zajmę się jakiś czas po tym, chociaż to nigdy nic nie wiadomo, bo każą mi się nauczyć dwustu obiektów na geografię >.<"

PS Może to dziwnie zabrzmi, ale dla mnie chyba prostszy jest japoński xD

środa, 27 sierpnia 2014

Durarara!! "Pod powierzchnią" - rozdział 7





"Pod powierzchnią"

Rozdział 7

Po wyskoczeniu z okna zajęło mu to około milisekundy, aby uświadomić sobie, co właśnie zrobił. Po prostu wyskoczył z szóstego piętra, zmierzając ku solidnej, betonowej jezdni obecnie zapełnionej samochodami. Patrząc wstecz, to pewnie był głupi pomysł. Może gdyby miał czas na zastanowienie się…

Nie… nie, i tak by to zrobił.

Przecinając powietrze, Shizuo poczuł strach ściskający jego klatkę piersiową, ale nie był pewien, czy było tak dlatego, że wyrzucił telefon przez okno, czy dlatego, że właśnie z niego wyskoczył. Prawdopodobnie oba. Gwałtowny wiatr wokół niego nie był zbyt pocieszający, pocieszająca nie była też jezdnia, do której zbliżał się w zastraszającym tempie.

Był pewien, że nie umrze – bycie postrzelonym tylko nieznacznie spowolniło jego ruchy, więc wątpił, aby tak żałosny upadek mógł go zabić – jednak martwił się, że może źle wylądować i coś sobie zrobić lub stracić przytomność. Przez to nie mógłby uratować Izayi…

Nie żeby w ogóle mógł pomóc kleszczowi, biorąc pod uwagę fakt, że zabił jedyną osobę, która wiedziała, gdzie był on zakopany.

Te wszystkie myśli przeszły przez jego umysł w ciągu kilku sekund i gdy ziemia zbliżała się coraz bardziej, teraz była już tylko kilka metrów od niego, zobaczył srebrną plamę i zamknął oczy.

Potem uderzył w ziemię.

Uderzenie sprawiło, że całe powietrze uleciało mu z płuc i tym samym spowodowało, że eksplozja bólu przebiegła przez całe jego ciało. Jego nogi, które nieco podkulił, aby załagodzić upadek, ugięły się pod nim. Usłyszał skrzypnięcie metalu i poczuł jak ziemia pod nim ustępuję, otaczając jego powyginane ciało.  Poprzez wzrastającą agonię, usłyszał także pisk hamulców i poczuł jak powierzchnia pod nim lekko się przechyla, a potem znów wraca na swoje miejsce. Dookoła niego poniosły się krzyki, ciało złośliwie pulsowało z bólu, a krew spływała z boku jego głowy.

Ale był żywy. Był żywy i zanim w ogóle zdążył nieco ochłonąć po tym straszliwym upadku, zmusił się do poruszenia i przekręcił się na bok. Poczuł wtedy, że znowu spada, ale to uczucie było o wiele krótsze od poprzedniego. Uderzył w ziemię, czując jak jego głowa mocno uderza o beton.

Musiałem… spaśćna… spaść… na… samochód, pomyślał, czując jak ból otumania jego umysł. Po raz kolejny nie dał sobie chwili na dojście do siebie i zmusił sprzeciwiające się mięśnie do pracy, starając się tym samym podnieść na swoje gwałtownie trzęsące się nogi. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuł takiego bólu, nigdy nie czuł się tak bliski śmierci, to było straszne. Przez mgłę czerwieni zobaczył masę otaczających go samochodów i uświadomił sobie, że spowodował korek. Nie wspominając już o jednym zniszczonym aucie.

Ludzie dookoła krzyczeli i panikowali, przez co zrozumiał, że jest cały pokryty krwią. Swoją krwią. Widok ten sprawił, że zrobiło mu się niedobrze. Jednak jego umysł jeszcze nie pracował na tyle dobrze, aby umieć rozpoznać uczucie mdłości, przez co  poczuł tylko dziwne szarpnięcie w brzuchu, na które nie zareagował. 

Ze łzami w oczach podniósł wzrok w górę, zauważając przerażonego kierowcę, który wpatrywał się w pozostałości po przedniej części swojego samochodu. Shizuo nie mógł nawet unieść ręki w przepraszającym geście i zamiast tego zaczął chwiejnym krokiem kierować się w stronę śmieciarki. Zatrzymała się ona kilka metrów dalej, uwięziona w niewielkim korku.

Doczłapał się do niej, słysząc pisk hamulców i te niekończące się krzyki-

TRZASK

Coś uderzyło go w plecy i chwilę później znalazł się on w powietrzu. Wiatr owiewał go z towarzyszącym temu i znienawidzonym przez niego uczuciem spadania. Jednak tym razem nie trwało ono zbyt długo i ponownie uderzył o ziemię, słysząc obrzydliwy odgłos łamanych kości i czując jak jego skóra miejscami się rozdziera w kontakcie z szorstkim betonem.

Spojrzał na rozmazaną po ziemi krew i stęknął, wspierając się na niebolącej ręce. Jego lewe ramię było poharatane, ale nawet na nie nie spojrzał. Zamiast tego dokuśtykał do śmieciarki z ręką wyciągniętą przed siebie jak u zombie. Jakaś trzeźwo myśląca część niego – część, która była prawie doszczętnie zniszczona przez ból – uświadomiła sobie właśnie, jak okropnie musi wyglądać. Zakrwawiony, połamany i potykający się stęknął z wyciągniętymi przed siebie rękoma, ślepo podążając w tylko sobie znanym kierunku.

Dotarł do śmieciarki, jakoś podciągając się jedną ręką i wykorzystując swoje chwiejne nogi do wspięcia się do niej. Nie miał pojęcia, jakim cudem mu się to udało, wiedział tylko, że upadł jak worek mąki z cichym „oomph” opuszczającym jego usta i natychmiast uderzył w niego smród śmieci.

Och, to obrzydliwe…

Jego wzrok nieco się wyostrzył i ujrzał telefon leżący na plastikowym worku. Wyciągnął po niego swoją drżącą dłoń i chwycił go, przyciągając bliżej do siebie. Kiedy brał telefon, jego palce zaplątały się w plastik i przedarły go. Wata, pognieciony materiał i wymiociny wysypały się z worka. Gdyby nie to, że te worki uratowały jego telefon, byłby obrzydzony. Ekran był lekko nadpęknięty, ale ku jego radości, komórka nie wyglądała na uszkodzoną w żadnym innym miejscu.

Kupno tego telefonu było naprawdę trafnym wyborem zważywszy na to, że urządzenie było tak samo niepokonane jak jego właściciel. Nie liczyło się dla niego to, że komórka była pokryta wymiocinami – miał zamiar trzymać ją w szklanej gablocie i zachować do końca swojego życia.

- Dzięki ci Boże… za te pieprzone cuda… - wysapał, opadając na bok ciężarówki. Odwrócił się nieco, kątem oka zauważając, że coś się rusza.

To była Celty, która zatrzymała się na swoim motocyklu niedaleko od śmieciarki. Machała do niego gorączkowo, oczywiście spanikowana tym, czego właśnie była świadkiem. Wpatrywał się w nią przez kilka sekund i dopiero chwilę później zorientował się, że wciąż macha ręką i prawdopodobnie prawie, że bzikuje ze zmartwienia.

Shizuo zrobił pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy, aby przekazać jej, że nic mu nie jest. Uniósł w górę kciuk.

-0-

-0-

Powietrze robiło się coraz rzadsze. Wkrótce będzie się czuł, jakby oddychał przez słomkę, a następnie nie będzie w stanie wcale oddychać. Nie chciał sobie wyobrażać, co stanie się potem. Nie potrafił wciskać sobie kitu, że będzie wtedy spokojny i będzie dbał o swoją dumę – ludzie robili szalone rzeczy, gdy byli bliscy śmierci.

To… byłby naprawdę ciekawy eksperyment do przeprowadzenia na kimś, pomyślał roztargniony.

Oczywiście, w przeciwieństwie do Nakamury, on nie pozwoliłby swojej ukochanej ofierze umrzeć. Poczekałby tylko, aż ten ktoś będąc na skraju, zacznie nieco wariować,  a następnie by go wypuścił. Lubił oglądać jak ludzie reagują w różnych sytuacjach. Ale nie lubił patrzeć, jak giną. To nie było ani trochę zabawne.

Będzie tęsknił za swoimi ludźmi.

Telefon obok niego zapiszczał. Kończyła się bateria. Nawet na początku nie było jej wiele i każde pisknięcie przypominało mu o tym jak sam teraz był.

Zacisnął palce wokół trzymanego przez siebie noża i nagle lekko się uśmiechnął. To było dziwne – uczucie wdzięczności, które się po nim rozchodziło. Przynajmniej Nakamura dał mu nóż do przyspieszenia całego tego procesu. Zdecydowanie wolał poderżnąć sobie gardło niż się udusić.

Byłoby lepiej, gdyby Nakamura dał mi pistolet…

Pomyślał sobie, że najbardziej będzie tęsknić za Shizuo. Niezależnie od tego czy go kochał, czy nienawidził, to nie miało znaczenia. Po prostu w blondynie było coś takiego, co rozjaśniało jego dni i sprawiało, że były one o wiele bardziej interesujące oraz warte przeżycia.

Może kiedy Shizu-chan umrze… będziemy mogli znowu się gonić, pomyślał ponuro, a następnie zaśmiał się do siebie. Tak, naprawdę na to liczył.

Podniósł nóż do szyi, jego ręka lekko drżała. Czuł, jak ostrze zatapia się w jego skórze. Zastanowił się, jak bardzo będzie bolało…

Kilka kropli krwi spłynęło wzdłuż jego szyi, gdy ten wstrzymywał skowyt. Mimo że zmuszał się do zachowania spokoju, to i tak gdzieś tam w głębi panikował.

Zrób to. Po prostu… nie myśl o tym…

Wziął głęboki oddech – a raczej spróbował – i zamknął oczy, a następnie przycisnął nóż mocniej.

Telefon zadzwonił.

Głośne dzwonienie nie przestraszyło go tak jak poprzednim razem. Był spięty, na skraju załamania, jednak jego umysł był zbyt zamglony, aby mógł poczuł się zszokowanym. Zamiast tego upuścił nóż, podnosząc dłoń, aby dotknąć krwi, która wyciekała z płytkiej rany.

- Niewiele brakowało – wymamrotał, a następnie sięgnął po telefon i przysunął go do ucha – Sh-Shizu-chan?

- Izaya…

Głos Shizuo był zachrypły, zupełnie jakby właśnie przebiegł maraton. Było w nim słychać odrobinę triumfu oraz ulgi i Izaya zastanawiał się, skąd wzięły się te emocje.

- Izaya… mam go  - Shizuo uśmiechnął się szorstko Nie zepsuł się. To cud… heh… wyrzuciłem go przez okno…

- Co? Jakim cudem nie jest zepsuty? – Izaya doskonale wiedział, że apartament Nakamury znajdował się na szóstym piętrze, jeśli nie wyżej.

- Wylądował w śmieciarce na worku pełnym waty, kocy i wymiocin. Jak mówiłem, to cud.

Izaya zmarszczył brwi, dziwność sytuacji w jakiej znajdował się Shizuo przebijała się przez mgłę otaczającą jego umysł – Więc jak… jakim cudem ze mną rozmawiasz?

- A jak sądzisz? Schody zajęłyby zbyt wiele czasu – brunet słyszał, że Shizuo żartował tylko w połowie. Zamknął oczy, z trudem nabierając do płuc powietrza.

- Je-jesteś w ciężarówce ze śmieciami? Wyskoczyłeś z okna?
- Nie miałem zbyt wielkiego wyboru. Siedzę na górze śmieci, cały zakrwawiony i śmierdzę jak cholera. Gdybyś mnie teraz widział, to pewnie byłby najwspanialszy moment twojego życia – oddech Shizuo był nierówny z bólu i Izaya poczuł ukłucie… czegoś.
Shizuo – osoba, którą Izaya nazywał nieludzkim brutalem i potworem – wyskoczył dla niego z okna. Zrobił to dla Izayi, parszywego, manipulującego ludźmi informatora, który świadomie i bez wyrzutów sumienia ranił ludzi wokół. Drażnił i torturował tego człowieka od lat, a teraz Shizuo po prostu wyskoczył z pieprzonego okna, żeby tylko uratować Izaye. Żeby tylko spróbować uratować Izaye.
Przełknął rzadkie powietrze, które utkwiło mu w gardle.
- Izaya? Twój oddech śmiesznie brzmi… kurwa, zostało mało czasu – Shizuo brzmiał na spanikowanego, ale Izaya wcale o to nie dbał.
Jedyne o czym mógł myśleć, to to, że ktoś się nim przejmował i zrobił tak wiele, aby go ocalić – ocalić kogoś, kto nie zasługiwał na ocalenie. Co ważniejsze, to Shizuo był tym, kto próbował go uratować.
- Zadzwonię na policję, zadzwo-
- Nie, Shizu-chan – Izaya nabrał do płuc powietrza, zamykając przy tym oczy – Nie znajdą mnie na czas. Wiesz o tym.
- Więc Celty mi pomoże! Przekopię całe miasto, jeśli będę musiał!
­- Musisz iść do Namie.
- C-co? – ochroniarz był skołowany nagłą zmianą tematu – Co z nią? Wie, gdzie cię zakopano?
- Ona się wszystkim zajmie: upewni się, że nigdy nie znajdą ciała Nakamury. Nie pójdziesz do więzienia. Zajmie się tym, jeśli jej wszystko wyjaśnisz. Szanuje mnie na tyle, aby to dla mnie zrobić. W dodatku jestem ci to winien. Heh, nigdy nie myślałem, że kiedyś powiem coś takiego.
- T-to nie ma znaczenia. Ty możesz się tym zająć. Możesz-
- Bateria niedługo mi się rozładuje. Kończy mi się też powietrze. Więc chyba powinienem się teraz rozłączyć.
- Jest jeszcze czas.
- Od samego początku nie sądziłem, że w ogóle mi pomożesz – przyznał Izaya. Blondyn na drugim końcu linii zamilkł, jednak informator wiedział, że to wcale nie ze złości – Ale jednak to zrobiłeś. Zrobiłeś tak dużo, żeby mi pomóc… mimo że ja przez całe życie chciałem uczynić cię nieszczęśliwym. Sądzę, że… to sprawia, że jesteś najbliższym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałem. Haha, czy to nie ironiczne? – zmarszczył lekko brwi – Nie powinienem był tego mówić… Shizu-chan. To nie była prawda…
Oddech Shizuo był nawet bardziej szorstki niż jego własny i Izayi zdawało się, że słyszy zdławiony szloch. Shizuo płakał dla niego? Nikt jeszcze nigdy dla mnie nie płakał. Izaya nie zauważył nawet swoich własnych łez spływających po jego skórze.
- Ty też… jesteś moim przyjacielem, Izaya.
- Heh… zawsze… byłeś nieprzewidywalny… Shizu-chan
Uśmiechnął się, zakańczając połączenie i trzymając telefon blisko przy klatce piersiowej. Ledwo mógł już oddychać, nabierając do płuc niewystarczającą ilość powietrza w krótkich, żałosnych, małych westchnieniach. To było bolesne, ale mimo to już się nie bał.
Nie będzie się już więcej bać.
Nakamura umieścił go w jego własnym grobie, udając, że to tylko mała gra, przez którą miał cierpieć. Poszczuł go możliwością ucieczki, choć tak naprawdę była to tylko drobna zemsta. Izaya był rozczarowany, miał co do niego większe oczekiwania. Ale koniec końców Nakamura zachował się jak każdy inny człowiek.
Wygląda na to, że… miałem rację… ludzie są tacy… przewidywalni…
Heh… ja naprawdę… ich kocham…
-0-

-0-
Telefon wypadł z jego bezwładnej reki prosto w śmieci, ale on o to nie dbał. W oddali słychać było przybywających sanitariuszy. Ludzie już nie krzyczeli, ale wciąż dało się słyszeć wołanie i Shizuo widział kierowców oraz pasażerów wychodzących z samochodów, aby obejrzeć wrak.
Wyszedł ze śmieciarki, czując jak dzwoni mu w uszach i kręci się w głowie. Zostawił telefon za sobą. W końcu już go nie potrzebował. Nie czuł dobiegającego z ran ból; wciąż był zbyt otępiały. Ludzie patrzyli na niego i zauważył, że ktoś pyta się mu, czy wszystko w porządku. Zignorował go, wlokąc się powoli do Celty, która niepewnie stała przy swoim motocyklu. Wyglądało na to, że nie wie, co robić; nigdy nie widziała Shizuo w takim stanie.
Kolana drżały pod jego ciężarem, ale doskonale wiedział, że go utrzymają. Karetka dojechała na miejsce i sanitariusze zaczęli działać szybko i sprawnie, układając ludzi na noszach.
Shizuo dalej stał przy Celty, aż w końcu ta napisała coś na swoim PDA. Kiedy pokazała mu ekran telefonu, przeczytanie wiadomości trochę mu zajęło, ponieważ słowa i litery strasznie mu się mieszały.
[Z Izayą będzie dobrze?]
Kilka sekund później odsunęła swoje PDA od blondyna. Najwyraźniej wyraz jego twarzy musiał oddawać jego emocje. Dziewczyna przytuliła go, co było dość nietypowe. Nieważne, że był zakrwawiony i miał złamaną rękę. Nieważne, że śmierdział jak śmieci i jego ubranie było pokryte odpadami oraz że pozbycie się tego smrodu ze skóry pewnie zajmie jej tygodnie.
Żadna z tych rzeczy nie miała znaczenia, ponieważ po raz pierwszy, odkąd się poznali, Heiwajima Shizuo płakał, a ona nie wiedziała jak inaczej zareagować. On też nie, więc odpowiedział tak, jak zrobiłby to każdy inny człowiek. Odwzajemnił uścisk.
~~~~~~~~~~~~~~~
Troll i leniwy, zgrzybiały chuj ze mnie. Cóż innego mogę rzec?

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Durarara!! Delic x Hibiya - Komiks

Jest to tłumaczenie z języka japońskiego, którego niestety nie znam tak dobrze, jak bym chciała. Jeśli ktoś z was zna go lepiej i zauważy błąd (lub błędy >.<), to piszcie w komentarzach! :D

Oryginał: [Link]







Wyjaśnienie: Hibiyi jest miło, że Delic go kocha, więc Delic chce sprawić, aby Hibiyi częściej było miło = częściej mówić mu, że go kocha!  :D Z początku trudno to rozszyfrować xD

No i ogółem to nie jestem jakąś alfą i omegą, jeśli chodzi o języki xD Można to uznać bardziej za  próbę tłumaczenia? Po prostu wiecie. Japoński to japoński, nigdy nie ma się 100% pewności ;)

niedziela, 16 lutego 2014

Durarara!! "Pod powierzchnią" - rozdział 6

Pod powierzchnią

Rozdział 6

Nie wiedział, jak to się stało i nawet nie przypominał sobie wstawania z pozycji siedzącej, ale jedyne co wiedział to, że w jednej sekundzie siedział na kanapie, a w drugiej był na ziemi, dłoń zaciskając na szyi Nakamury. W jego  gardle powstawał zwierzęcy warkot.

- Co ty do cholery mówisz?! Obiecałeś! – ryknął, ledwo mogąc się powstrzymać od skruszenia mężczyźnie gardła. Gdzieś w głębi umysłu uznał, że to nie był dobry pomysł.

Nakamura zabulgotał i zakaszlał, słabo drapiąc ręce Shizuo, jego twarz robiła się czerwona. Rozległ się głośny krzyk i Shizuo poczuł, że ktoś złapał go od tyłu i gwałtownie go pociągnął. Jego uchwyt rozluźnił się całkowicie, a Nakamura bełkotał i kaszlał, biorąc jeden głęboki oddech.

Człowiekiem, trzymającym blondyna, był olbrzymi ochroniarz, który wcześniej wpuścił  go do apartamentu. Mężczyzna chwycił go za tył koszuli, ignorując jego szarpanie się.

- Nakamura-sama, co mam z nim zrobić? – zapytał spokojnie.  Shizuo był zbyt rozwścieczony, by myśleć jasno, a jego chaotyczne ruchy na niewiele się zdawały. Ten facet był tak samo silny, jak Simon. Musiał przyznać, że zlekceważył ochroniarza, chociażby dlatego, że jego  gwałtowne ruchy nie miały na niego najmniejszego wpływu.

Dojście do siebie zajęło Nakamurze kilka długich sekund. Pocierał swoje gardło, a kiedy przemówił, jego słowa były skierowane do Shizuo:

- Ach, co za gwałtowna reakcja. Muszę przyznać, że nie przewidziałem takiej sytuacji – lekko zakaszlał, stając na swoich chwiejnych nogach – Choć sądzę, że rozumiesz wybór, którego dokonałem, Heiwajima-san. Dla mnie to nie jest gra. To zemsta.

- Jesteś obrzydliwy – Shizuo splunął – Masz do czynienia z czyimś życiem!

- Wybacz mi, Heiwajima-san. Ale gdybym pozwolił informatorowi żyć, to równie dobrze mógłbym wymazać z pamięci śmierć mojej żony i napluć na jej grób. Zacząłem to wszystko z zamiarem zadania Izayi cierpienia poprzez długą i upokarzającą śmierć i nie mam zamiaru tego zmienić, nawet gdybym w wyniku tego sam miał zginąć.

Shizuo ryknął, sięgając za siebie i wbijając paznokcie w nadgarstki ochroniarza, który krzyknął i go puścił. Blondyn upadł na ziemię, a potem odwrócił się i złapał mężczyznę za koszulę oraz nogawkę spodni, po czym podniósł go nad głowę, ledwo rejestrując zdziwiony okrzyk ochroniarza.

Bez wahania przechylił się do przodu, rzucając mężczyzną w kierunku Nakamury. Były handlarz narkotyków miał wystarczająco szybki refleks, aby uskoczyć, niezgrabnie upadając na ziemię. Ochroniarz upadł na stół, przewracając go.

Ochroniarz zerwał się na nogi niemal natychmiast, niewzruszony i wyciągnął pistolet z kieszeni garnituru. Wystrzelił, a Shizuo wskoczył za kanapę, zerkając na dziury po kulach w ścianie. Mężczyzna kontynuował strzelanie. Blondyn kopnął kanapę wystarczająco mocno, aby przeleciała przez cały pokój.

Kanapa z łoskotem uderzyła ochroniarza , roztrzaskała go o ścianę, po czym odbiła się i upadła na podłogę. Oszołomiony mężczyzna upuścił broń i zachwiał się pod ścianą.

Korzystając z okazji, Shizuo skoczył naprzód i chwycił go za przód koszuli, a następnie uniósł go nad głowę. W ślepej furii, przekręcił się i rzucił ochroniarza na dół głową do ziemi. Jego kark złamał się z obrzydliwym trzaskiem, a ciało bezwładnie opadło na ziemię. Shizuo nie obdarzył go nawet spojrzeniem i puścił, rozglądając się, by znaleźć Nakamurę.

Nakamura nie ruszył się ze swojego miejsca na podłodze. Patrzył na Shizuo ze spokojem, niewzruszony przez pokaz przemocy, który właśnie miał przed nim miejsce. Nawet nie drgnął gdy Shizuo do niego podszedł, nie oparł się, gdy został podniesiony w górę, aż jego twarz znalazła się kilka centymetrów od blondyna.

- Nie podoba mi się, że wciągasz mnie w swoją popieprzoną zemstę – warknął Shizuo, a czerń wpełzała mu przed oczy – I naprawdę nie podoba mi się to, co robisz Izayi. Może i jest pchłą, ale nawet on nie zasługuję na to, co mu zrobiłeś.

Nakamura się uśmiechnął – Nie zasługuje?

Nadeszła kolejna plama ciemności, przez którą cała wizja Shizuo przybrała barwę czerni i nie miał najmniejszego pojęcia, co robi. Jedyne co był w stanie wyczuć do zwierzęca wściekłość, a kiedy ciemność zniknęła, ciało Nakamury było bezwładne i zwisało z jego uścisku jak szmaciana lalka. Puścił je, obserwując, jak ciało z martwymi, pustymi oczyma spada na ziemię. Oznaką jego śmierci były siniaki na jego szyi i wyraźne zniekształcenie, w miejscu gdzie Shizuo zmiażdżył jego gardło.

Jedynym dźwiękiem w pokoju, był ostry oddech Shizuo, który zwalniał z każdą sekundą. Jego kończyny były ciężkie, gdy gniew odchodził. Odwrócił się i spojrzał na dwa ciała na podłodze. Chciał, by jedno z nich się poruszyło i pokazało, że wciąż żyli, ale zwłoki pozostały z bezruchu.

- O Boże… - mruknął, lekko załamującym się głosem. Przykucnął i delikatnie chwycił za ramię Nakamury, potrząsając nim bez skutku – Proszę, rusz się… proszę, powiedz coś…

Brak odpowiedzi..

Zduszone westchnienie wydostało się z jego ust. Wstał, lekko odsuwając się w tył, a jego oczy otworzyły się szeroko w szoku. Właśnie zabił dwóch ludzi. Dwie ludzkie istoty. Był mordercą, szumowiną, która właśnie odebrała życie ludziom. W dodatku nie w samoobronie. Zrobił to z czystej wściekłości.

Spojrzał w dół na swoje dłonie, które gwałtownie się trzęsły. Nie były pokryte krwią, ale mimo to odczuwał potrzebę umycia ich, może nawet zdarcia skóry z całego swojego ciała, aby ponownie poczuć się czystym. Czuł się obrzydliwie i było mu wstyd tego, czego właśnie dokonał.

Shizuo chwiejnie udał się w stronę łazienki, prawie upadając na blat łazienkowy i pospiesznie odkręcił wodę. Umył ręce, ignorując parzącą, gorącą wodę i szorując je. Jego oddechy były krótkie i pełne paniki. Co jak znajdzie go policja? Pójdzie do więzienia? Oczywiście, że tak, to było głupie pytanie. Może mógłby skłamać, że to było w obronie własne, ale nie był w stanie kłamać. Nie w tym wypadku.

O Boże, co pomyśli jego brat? Kasuka na pewno będzie nim rozczarowany, może nawet przestanie z nim rozmawiać i się go wyprze. Kto chciałby być bratem zimnokrwistego mordercy?

Musiał pozbyć się dowodów i upewnić się, że Celty też o niczym się nie dowie. Była jedyną osobą, która wiedziała, że tu był, a przynajmniej miał taką nadzieję. Nie miał pojęcia, czy Nakamura powiedział komuś o tym spotkaniu. Jeśli ktoś wiedział, to mógł się domyślić, że Shizuo tutaj był. Wiedzieliby, że ostatnią osobą, z którą widział się Nakamura jest Shizuo, który miał dostarczyć mu walizkę, by dowiedzieć się gdzie Izaya-

Izaya.

- Izaya – powtórzył, a jego gardło nagle zrobiło się suche jak pustynia  - Kurwa, Izaya. O cholera, o nie.

Nakamura był jedyną osobą, która wiedziała, gdzie zakopany był Izaya. A teraz Nakamura nie żyje…

Szybko wybiegł z łazienki, kierując się w stronę pierwszego zestawu szuflad, jakie zobaczył. Wyciągnął je , przeglądając papiery jak szaleniec, szukając jakiejkolwiek oznaki położenia Izayi i możliwości, że Nakamura ją gdzieś zapisał. Przeszukał kieszenie Nakamury, ubrania ochroniarza, kuchnię, sypialnię i każdy inny pieprzony pokój w tym mieszkaniu, rzucając za siebie niepotrzebne obiekty i kompletnie zaśmiecając to miejsce.

W sumie, zajęło to chwilę szaleńczych poszukiwań, zanim zorientował się, że Nakamura trzymał lokalizację Izayi tylko w jednym miejscu… w swojej głowie.

Wyciągnął telefon, bojąc się tej rozmowy i zadzwonił do Izayi.

-0-

-0-
Kiedy zadzownił telefon, Izaya był pewien, że szok przysporzył go o niewielki atak serca. Otworzył oczy i ścisnął w dłoni telefon, po czym zorientował się, że nie ma go ręku.

Podczas gdy Shizuo dostarczał walizkę, Izaya próbował medytować – czy coś w tym stylu -  i wolno oddychał, otrzymując trochę więcej czasu w tym pudle. Chociaż i tak było trudno powstrzymać instynktowną panikę wynikłą z bycia zamkniętym w klatce jak szczur.  Udało mu się zamknąć oczy i zrelaksować, zmuszając się do myślenia o bardziej przyjemnych rzeczach.

Ale głośne rozbrzmiewanie telefonu, przestraszyło go i teraz powrócił do swojego wstrząśniętego stanu, choć tym razem przeszedł przez niego przepływ nadziei.

To musiał być Shizuo dzwoniący do niego, by powiedzieć mu, że wie gdzie był. Izaya chwycił telefon i podniósł go do ucha, czując dotyk ulgi, gdy usłyszał głos Shizuo:

Izaya? Czy… wszystko w porządku?

- Tak, nic mi nie jest. Co powiedział Nakamura? Wiesz, gdzie jestem? – spytał niecierpliwie.

Jest mały problem…

- Problem? Jaki problem? – głos Izayi nieznacznie podskoczył, poczuł ukłucie niepokoju.

Nakamura nie chciał mi powiedzieć, gdzie cię zakopał. Powiedział, że to jego zemsta i nie miał zamiaru pozwolić ci wyjść z tego żywym  - Shizuo powiedział wszystko jednym tchem, jakby bał się, że w pewnym momencie przestanie mówić. Izaya natomiast poczuł, że jego serce trzepocze, ale zmusił się do zachowania spokoju. Był informatorem. Miał doświadczenie w kontaktach z ludźmi, którzy nie chcieli wyjawić pewnych informacji.

I szczerze mówiąc, w głębi duszy, podejrzewał, że Nakamura nie będzie miał zamiaru go wypuścić. Ale to nie oznaczało, że wszelka nadzieja została utracona.

- Okej…  to drobne opóźnienie. Ale możemy je ominąć. Wątpię, żebyś był tak dobry jak ja w manipulowaniu ludźmi, więc musimy wypróbować inne-

- Izaya…

- Może użyj przemocy? Wiem, że nie lubisz celowo ranić ludzi, ale nie możesz się nie zgodzić, że to jest dość ważne, Shizu-chan.

- Izaya…

- Nakamura może zareagować na ból-

Izaya! Cholera, Nakamura nie żyje!

Izaya się zatrzymał, lekko marszcząc brwi. Poczuł dziwną potrzebę potarcia uszu, by pozbyć się ryczącego dźwięku wewnątrz nich, jak i również pulsowania krwi w głowie. Shizuo z pewnością nie powiedział…

Nie, to było niedorzeczne. Nakamura nie był martwy. Nakamura nie mógł być martwy, bo jeśli on nie żył, a Shizuo brzmiał na dość zrozpaczonego, to oznaczało to, że nikt nie wiedział, gdzie on  był zakopany. I logicznym było, że oznaczało to Izaya miał umrzeć w tej zapomnianej przez Boga skrzyni, w samotności i bólu.

Poprzez mgiełkę oszołomienia, słyszał jak jego oddech lekko przyspiesza, a mglista wściekłość przesłania jego myśli. Starał się, aby jego głos pozostał spokojny, gdy wypowiadał swoje następne słowa – Możesz powtórzyć to, co właśnie powiedziałeś, Shizu-chan?

Niemalże widział, jak Shizuo krzywi się, słysząc gorycz w jego głosie – Kiedy powiedział mi, że nigdy nie miał zamiaru cię wypuścić po prostu… oszalałem i nie wiem jak, ale umarł. On nie żyje, Izaya.

Izaya zaśmiał się szorstko z odrobiną histerii w głosie.

I-Izaya?

- Oczywiście!  To oczywiście, że byś go zabił, Shizu-chan! Nie wiem dlaczego w ogóle spodziewałem się czegoś innego. Teraz, kiedy patrzę wstecz, to powinienem był to przewidzieć, że w chwili, gdy oddałem swoje życie w twoje ręce – ręce niewykształconego, brutalnego, dzikiego potwora – byłem już stracony! – zawołał, wciąż się śmiejąc.

Shizuo milczał, oczywiście skrzywdzony przez jego okrutne słowa. Ale Izaya nie dbał o to. W rzeczywistości, myśl o bólu blondyna jedynie go zachęcała.

- Dlaczego myślałem, że można na tobie polegać?  Zawsze byłeś półgłówkiem głupszym od warzywa i doskonale o tym wiedziałem. Chyba moja sytuacja sprawiła, że pokładałem w tobie nadzieje, Shizu-chan. Jesteś i zawsze będziesz tylko potworną, nieludzką bestią bez morali i ze skłonnością do przemocy.. Nie, jeszcze gorzej. Teraz jesteś mordercą.

Przestań… przestań już…

- Czułeś się dobrze, Shizu-chan, zabijając kogoś własnymi rękoma? Wytropią cię jak zwierzę, gdy się o tym dowiedzą. Oh, ale jestem pewien, że spodoba ci się pościg – wyśmiał go Izaya.

Nie mów tego…


Wiedział, że przegina, ale i tak wciąż to ciągnął, ponieważ czuł się dobrze, dając upust swojemu gniewu. Nakamura był martwy, więc nie mógł go już dłużej nienawidzić. Ale mógł nienawidzić osobę, która go zabiła. Mógł nienawidzić Shizuo.

- Jak myślisz, jak wszyscy zareagują, gdy się dowiedzą? Zastanawiam się, czy twój brat się ciebie wyprze. W końcu bycie bratem krwiożerczego mordercy nie byłoby dobre dla jego reputacji, prawda, Shizu-chan?
Izaayaaaaaa-  głos Shizuo zmienił się ze zranionego na rozgniewany, ale informator albo nie zauważył, albo go to nie obchodziło.
- Ciekawa z was para, nie sądzisz? Ty jako bezmyślny pierwotniak i twój brat będący dziwakiem nie okazującym emocji-
Nie mów o Kasuce w ten sposób! ­– ryknął Shizuo – Nie wiem, dlaczego w ogóle próbowałem ci pomóc. Powinienem po prostu pozwolić ci tam zgnić jak pchle, którą jesteś i przy okazji uczynić ten świat lepszym miejscem! Teraz możesz zapomnieć, że kiedykolwiek ci pomogłem! Mam dość!
I się rozłączył.
Izaye ponownie otoczyła cisza, tym razem straszniejsza niż poprzednio, jeśli to w ogóle możliwe. Shizuo zostawił go tak szybko, że ten nie miał nawet czasu na przemyślenie tego, co się dzieję. Teraz czuł, że być może popełnił straszny, straszny błąd.
Drżącymi palcami ponownie zadzwonił do Shiuzuo. Nikt nie odebrał telefonu, co wywołało u niego przerażające uczucie déjà vu. Słyszał sygnał, ale nikt nie odpowiadał.
- Shizu-chan? Shizu-chan, odbierz telefon – wymamrotał, a jego panika jedynie wzrastała – Shizu-chan, odbierz telefon! Odbierz ten cholerny telefon!!
Nikt nie odpowiedział i brunet odłożył słuchawkę, czując jak szklą mu się oczy. Shizuo go porzucił.
- Shizu-chan, ty draniu – wymamrotał spokojnie – Zostawiłeś mnie, żebym umarł.
Zamknął oczy, wzdychając pod nosem.
Dlaczego Shizu-chan mnie zostawił? Czemu mnie zostawił, abym tu zginął?
-0-
-0-
Shizuo patrzył z przerażeniem na telefon, który właśnie wyrzucił przez okno. W przeciwieństwie do poprzedniego razu, gdy wyrzucił swój telefon tym razem natychmiast tego pożałował i podbiegł do okna, patrząc jak obiekt spada w kierunku ziemi.
- Izaya! – krzyknął, choć informator i tak nie był w stanie go uszłyszeć. W końcu przed wyrzuceniem telefon, blondyn się rozłączył. Dlaczego to zrobił?
Ku jego uldze, telefon wylądował w otwartej śmieciarce, która zatrzymała się na światłach. Omal się nie roześmiał – myślał, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach! Wciąż była szansa na to, że telefon nie jest uszkodzony. Nawet jeśli szanse były niskie, to mu wystarczało.
Tak czy inaczej, jego ulga była krótkotrwała. Światła zmieniły się na zielone, a  śmieciarka zaczęła odjeżdżać .
- Nie!
Za kilka sekund śmieciarki już nie będzie, a to będzie oznaczało, że jego jedyny środek łączności z informatorem zniknie razem z nią.
Nerwowo spojrzał za siebie, szybko dochodząc do wniosku, że nie było teraz czasu na schodzenie schodami; śmieciarka zdążyłaby do tego czasu odjechać. Tak więc w przebłysku rozsądku zrobił to, co w takiej sytuacji zrobiłaby każda inna zdrowa na umyśle osoba.
Wyskoczył przez okno.