"Pod powierzchnią"
Rozdział 8
Epilog
Shizuo i Namie opuścili posterunek policji w ciszy, żadne z
nich nie miało ochoty na rozmowę. Namie weszła na posterunek pewna siebie i
powiedziała kilka słów siedzącemu przy swoim biurku oficerowi. Trochę się z nią
kłócił, ale na daremno – dziewczyna nawet się nie zawahała. W końcu wypuścił on
Shizuo z jego celi i blondyn wylazł z niej w ciszy, przed pójściem za byłą asystentką Izayi posyłając oficerowi mordercze spojrzenie.
Niebo było ciemne, co oznaczało , że przebywał w tej celi
przez kilka godzin, choć i tak go to nie obchodziło. Stracił już poczucie czasu
z powodu pulsującego bólu w ramieniu i żebrach i… kurwa, wszystko go bolało.
Wyczuwał jak przez to, że nie był już dłużej na uwięzi, podwyższa mu się poziom
stresu. Mógł z łatwością się wrócić i
zbić tych drani na miazgę, gdyby tylko chciał.
Namie wyciągnęła z portmonetki paczkę papierosów i podała je
w ciszy blondynowi, zupełnie jakby czytała mu w myślach. Z wdzięcznością je od
niej odebrał, domyślając się, że Celty musiała jej powiedzieć, aby po drodze na
posterunek wzięła paczkę.
Namie zauważyła, jak utyka i uniosła w górę brwi:
- Nawet cię nie poskładali?
Mruknął – Po tym co się stało, nie pozwoliłem się nikomu do
siebie zbliżyć. Byłem zbyt wkurzony – zapalił jednego z papierosów i głęboko
się nim zaciągnął, czując jak ból w tyle głowy zanika na tyle, aby był w stanie
myśleć jasno.
Ból głowy dokuczał mu odkąd tylko udał się na posterunek
policji – ignorując spojrzenia ludzi wyraźnie wpatrzonych w jego zakrwawioną i
śmierdzącą osobę – oraz zażądał, aby odnaleźli Izaye. Wiedział, że informator
kazał mu się tym nie przejmować, ale on nie miał zamiaru się poddawać, nie gdy
mógł wciąż coś zrobić. Więc tam poszedł i tak jak powiedział Izaya, podróż
okazała się być bezowocną.
Streścił im sytuację tak szybko, jak tylko było to możliwe i
natychmiast obiecali mu, że wyślą ekipę poszukiwawczą. Następnie Shizuo
obserwował jak policjant, z którym rozmawiał, odszedł, a następnie nachylił się,
aby wymamrotać coś do swojego przełożonego, który posłał Shizuo krótkie
spojrzenie. I wtedy Shizuo się wkurzył, bo dzięki temu spojrzeniu zrozumiał, że
facet nie miał zamiaru wysłać żadnej pieprzonej ekipy poszukiwawczej. To
spojrzenie powiedziało mu wszystko, co musiał wiedzieć – że policja była
cholernie zajęta i Nakamura zadbał o to, że nie zrobią niczego, aby mu pomóc,
nie dopóki nie będzie już na to za późno, a to było dla Shizuo wystarczającym
powodem.
Jego krew gotowała się na samą myśl o tym, ale tym co
wkurzyło go zdecydowanie bardziej był fakt, że nie mógł nawet zadać uderzenia,
zanim czwórka policjantów na niego naskoczyła i go przytrzymała. Mógł ich
pokonać bez problemu, ale nawet z umysłem zamglonym przez złość doskonale
wiedział, że atakowanie kilku policjantów nie było dobrym pomysłem.
Warknął na samo wspomnienie i zauważył, że pusty wyraz
twarzy Namie się załamał.
Kilka minut później w końcu przerwał ciszę:
- Gdzie jest Celty? Myślałem, że to ona cię tu przywiozła. Powiedziałem jej, żebyś wpłaciła za
mnie kaucje.
- Celty wróciła do domu i powiedziała o wszystkim Shinrze.
Wydawała się być nieco przybita tym co się stało, ale nie wyjaśniła mi
szczegółów. Oczekuję, że ty to zrobisz – powiedziała obojętnie. Po jej
spojrzeniu Shizuo doskonale wiedział, że zdawała sobie sprawę z tego, że jej
były pracodawca był martwy. Na zewnątrz nie sprawiała wrażenia szczególnie
melancholijnej, jednak jej pozbawiony emocji wyraz twarzy był wyraźnie
wymuszony, przez co było widać, że nie jest
tym całkowicie niewzruszona.
Shizuo szybko streścił jej co się stało, a jego głos kilka
razy się przy tym załamał. Powiedział jej tylko niezbędne minimum – nie wiedziała
o prywatnych rozmowach jego i Izayi – a ona do samego końca się nie odzywała.
Gdy już skończył mówić, pozwoliła ciszy trwać jeszcze kilka minut.
Weszli do parku i dziewczyna wyraźnie prowadziła go w stronę
ławki. Usiadła na niej, położyła na kolanach portmonetkę i złączyła ze sobą
nogi.
- Zajmę się Nakamurą i jego ciałem. Miał wielu wrogów, więc
łatwo będzie wrobić w to jednego z nich. Ten problem jest łatwy do rozwiązania
– zawahała się. – Zajmę się też…
pogrzebem Izayi. Zgaduję, że się pojawisz?
Shizuo skinął głową, czując w gardle gulę. Nie było już
nadziei, niczego, czego mógłby się uchwycić. W pewnej chwili, podczas pobytu w
celi, wyparcie jakoś wyślizgnęło się zanim był w stanie to zauważyć i zaczął
sobie uświadamiać, jak wiele sekund, minut, godzin już minęło. Czuł się tak
jakby znajdował się w jakimś mglistym śnie, wszystkie kolory delikatniały i
rozmywały się , tylko księżyc oświetlał jego otoczenie.
Namie wciąż mówiła i zmusił się do skoncentrowania na jej
słowach:
- …rodzina Izayi. Oczywiście będą chcieli wiedzieć, ale nie
jestem do końca pewna co podać im jako przyczynę zgonu Izayi. Pewnie będzie to
nieco skomplikowane, skoro prawdopodobnie zechcą zobaczyć ciało, a my go nie
mamy – westchnęła, lekko ściskając nasadę swojego nosa. – Jeśli powiemy im, że
został zamordowany, mogą chcieć wszcząć dochodzenie, co może sprawić, że
połączą ze sobą pewne fakty i dotrą do ciebie. Oceniając po tym, co mi
powiedziałeś, jest to raczej ostatnia rzecz jakiej chcemy. Będę musiała
wymyśleć jakieś skomplikowane kłamstwo odnośnie tego, czemu Izaya jest martwy i
dlaczego nie mogą zobaczyć ciała albo dlaczego ciała nie ma.
Jej słowa były tak zimne, a ich dobór tak kliniczno-fachowy,
że większość słuchaczy uznałaby ją za bezduszną i nieczułą. Shizuo jednak był
jej wdzięczny za opanowanie i formalność. Nie poradziłby sobie z kobietą
płaczącą, jakby właśnie straciła kochanka i błagającą go o to, aby zdradził jej
ostatnie słowa Izayi oraz czy wspomniał o niej podczas rozmowy.
Nie ma nawet ciała…
Upuścił swojego papierosa na ziemię i zapalił kolejnego,
wiedząc że przed snem pewnie skończy całą paczkę.
Namie wstała, aby odejść, więc gwałtownie się cofnął.
- Będę z tobą w kontakcie. Gdybyś mnie potrzebował, to mój
numer. Po prostu do mnie zadzwoń, a ci pomogę – podała mu wizytówkę. Nie
powiedziała tego wprost, ale Shizuo dokładnie zrozumiał ukryte znaczenie wypowiedzianych
przez nią słów. Jej szacunek dla Izayi – nawet jeśli nie było w tym ani grama
miłości – był dla niej wystarczającym powodem, aby pomogła Shizuo, dlatego, że Izaya
by tego chciał.
Shizuo wziął od niej wizytówkę, zdając sobie sprawę z tego,
że skończy ona gdzieś w szufladzie. Tusz wyblaknie, a krawędzie się zgniotą.
Mimo wszystko go to nie obchodziło: sama oferta pomocy była pocieszająca.
Przede wszystkim to fakt, że dziewczyna była jakoś powiązana z informatorem
sprawił, że wziął od niej wizytówkę, zupełnie jakby łapiąc za każdy szczegół
łączący go z Izayą mógł jakoś zmienić to co się stało albo przynajmniej
spróbować to zaakceptować.
Został w tym samym miejscu jeszcze na długo po jej odejściu,
a jedynym wyznacznikiem jego humoru była kupka papierosów niedaleko jego stóp.
Jego umysł był pusty i staczał się w dół do jakiegoś głębokiego podziemia,
zupełnie jak Izayi, który zginął w samotności. Kiedy skończył paczkę, coś w
jego wnętrzu pękło i zostało w nim pochowane, bezpiecznie przed nim schowane,
zupełnie jak za sprawą mechanizmu obronnego.
Nie wychodziło stamtąd przez długi czas.
– 0 –
– 0 –
Sprawdził swój telefon. Trzydzieści osiem nowych wiadomości.
Sześćdziesiąt trzy nieodebrane połączenia.
Ludzie musieli się o niego martwić. Nie było go w domu od
kilku tygodni, więc rozumiał, że było to uzasadnione. Nie kontaktował się z
żadnym ze swoich przyjaciół od nocy spędzonej na posterunku policji i nikt tak
naprawdę nie wiedział gdzie on teraz był.
Gdzie jesteś? Shinra i
ja się martwimy. Proszę, zadzwoń do nas.
Problem z Nakamurą
został rozwiązany. Nie ściągaj na siebie uwagi, a wszystko będzie dobrze.
Położył talerz z spaghetti na stole, lekko skinając głową na
ciche „dziękuję” od klienta, po czym odszedł, trzymając tackę u swego boku.
Jego lewę ramię wciąż było uszkodzone, ale wczoraj ściągnął temblak,
zdenerwowany tym, jak ograniczał on jego ruchy.
Nikt nie zwracał na niego uwagi, choć większość
prawdopodobnie wiedziała o jego reputacji. Nawet jeśli tak, to nie rozpoznawano
go z brązowymi włosami – pofarbował je z powrotem na ten kolor przed
opuszczeniem swojego apartamentu. Prawdopodobnie znano go jako blond potwora
bez twarzy, który rzucał automatami na napoje i ludźmi bez mrugnięcia okiem.
Nikt nie znał go osobiście i to mu się podobało.
Wziął jeszcze dwa talerze, kładąc je na swojej tacce i ze
spuszczoną w dół głową, dalej poruszał się jak robot.
Bracie, twoi
przyjaciele dzwonią do mnie i pytają gdzie jesteś. Martwią się o ciebie i ja
też. Daj nam chociaż znać, że jesteś bezpieczny i nic ci nie jest.
Wiedział, że wszyscy się o niego martwią, ale potrzebował
trochę czasu dla siebie. Potrzebował trochę czasu do namysłu, nie tylko o tym
co się stało, ale też na temat całego swojego życia. Teraz, kiedy Izayi już nie
było, cel jego istnienia się zmienił. Czy „zmienił” było w ogóle odpowiednim
słowem?
Nie, to nie było dobre słowo.
Cel jego życia został kompletnie zniszczony. Dla Shizuo,
jedynym powodem do życia było gonienie Izayi po mieście i ewentualne zabicie
go. Była to ich pewnego rodzaju pokręcona gra, a teraz, gdy drugi gracz został
pokonany, Shizuo nie miał pojęcia co zrobić ze swoim życiem.
Mógł wrócić do pomagania Tomowi, ale czy to naprawdę było
życie? Nie mógł nawet użyć stu procent swojej siły, nie mógł nawet być w pełni
sobą, chyba, że próbował zabić kleszcza. Teraz jego ubrania, te, które dał mu
Kasuka, były dla niego więzieniem. Dusiły go, ściskając tak długo, aż w końcu
nie był w stanie oddychać.
Shizuo, gdzie byłeś
przez ostatni tydzień? Nie przyszedłeś do pracy i nie odbierasz telefonu.
Słyszałem o śmierci
Izayi. Czy to dlatego nie przychodzisz do pracy?
Shizuo, minęły dwa
tygodnie. Celty przeszukała za tobą całe miasto. Martwi się, że coś się stało. Zadzwoń do mnie.
Za parę dni miał się odbyć pogrzeb Izayi. Wciąż nie
zdecydował co wtedy zrobi. Przyjdzie i stanie twarzą twarz ze wszystkimi swoimi
przyjaciółmi oraz ich pytaniami? Łatwiejszym rozwiązaniem byłoby nie przyjść i
zostać tu, pracując jako kelner i mieszkając w tym gównianym hotelu.
Zresztą, to nie tak, że znaleziono ciało Izayi. Poszukiwania
były dość skomplikowane – mogli przekopać każde miejsce, w którym informator
prawdopodobnie mógł zostać pochowany. Mógł być w parku albo na cmentarzu, albo
na tyłach czyjegoś ogródka. Nikt nie zgłosił żadnych dziwnych widoków ludzi
wykopujących dół w podejrzanym miejscu.
Na jego prośbę, Namie powiadamiała go na bieżąco. Ich
rozmowy ograniczały się do chłodnego, biznesowego przekazywania sobie
informacji. Ani razu nie spytała go o to jak się czuje, mimo że prawdopodobnie
zdawała sobie sprawę z jego zniknięcia.
Wciąż nie znaleźliśmy
jego ciała. Mimo to pogrzeb odbędzie się za pięć dni.
Policja uważa, że za
śmierć Nakamury odpowiada jego rywal w sprzedaży narkotyków. Właśnie rozpoczęli
śledztwo w sprawie tego człowieka. Wciąż nie mają niczego, co jakoś łączyłoby
cię z jego śmiercią.
Bracie, widziałem cię
dzisiaj w drodze na spotkanie z moim agentem. Zauważyłem, że przefarbowałeś
włosy na brąz, co nieco mnie zdziwiło. Nie powiedziałem żadnemu z twoich
przyjaciół gdzie jesteś, ale cieszę się, że nic ci nie jest i jesteś
bezpieczny. Poczekam aż będziesz gotowy na rozmowę.
Spojrzał znad stolika, który obecnie obsługiwał i zobaczył
kogoś znajomego przy drzwiach restauracji. Celty pokazywała jednemu z kelnerów
swoje PDA, a kiedy go zobaczyła, pozwoliła mu upaść. Nie podeszła do niego, ale
on cicho westchnął, odkładając swoją tackę i poszedł w jej stronę.
Może wypadałoby już wrócić.
– 0 –
– 0 –
- Nawet nie jesteś tu pochowany.
Jego głos był zachrypnięty, a od miesięcy nieużywany głos
sprawiał wrażenie obcego. Gdyby ktokolwiek z jego przyjaciół tu był,
prawdopodobnie dostałby właśnie miniaturowego zawału serca po usłyszeniu jak
mówi.
Nie żeby mógł ich za to winić – nikt nie usłyszał od niego
słowa, odkąd Celty znalazła go w tamtej restauracji. To nie tak, że stał się
stuprocentowym odludkiem i nie chciał mówić. Po prostu… nie miał nikomu niczego
do powiedzenia. Shizuo nigdy nie był dobry w słowach, a przekształcanie w nie
swoich myśli w tym momencie wydawało się czymś niemalże niemożliwym. Głównie
dlatego nie miał zamiaru się odzywać i szukał pocieszenia w ciszy. Oraz swojej
butelce.
Instynktownie mocniej chwycił butelkę alkoholu, czując jak
rozchodzi się po nim lekkie poczucie winy. Od czasu śmierci Izayi pił więcej
niż potrzeba. Przyjaciele się martwili. Jego brat niczego nie powiedział, ale
kiedy odwiedził Shizuo, jego wzrok na parę sekund zatrzymał się tej nigdy nie
znikającej butelce, podczas gdy jego wyraz twarzy pozostał pusty.
- Wiesz, nigdy nie myślałem, że będziesz kimś, kto wciągnie
mnie w alkoholizm – wymamrotał, stawiając butelkę niedaleko grobu. – Nawet
kiedy jesteś martwy, udaje ci się spieprzyć mi życie. Zakładam, że jesteś z
siebie zadowolony, co nie?
Czuł się jak idiota, gadając tak do pustego grobu.
Na nagrobku napisano „Orihara Izaya”, ale w trumnie nikogo
nie było. To, że była pusta nie zostało zakwestionowane – Namie musiała jakoś
odpowiednio to wyjaśnić – i kiedy opuszczano ją w dół, rodzina Izayi była cała
we łzach, a ludzie dookoła byli posępni i smutni. Nie miało to dla Shizuo
znaczenia.
Bo niby dlaczego? Izaya i tak już był pod ziemią. Jedyne co
robili, to spuszczali w dół pustą trumnę, a wszyscy wokoło udawali, że był to
martwy informator, choć tak naprawdę to tylko drewniane pudło.
- Byłbyś też zadowolony tym, ilu ludzi przyszło na twój
pogrzeb. Oczywiście, Shinra i Celty przyszli. Simon też. Namie przyprowadziła
ze sobą swojego brata i jego straszną dziewczynę z blizną na szyi. Twoja rodzina,
oczywiście, też przyszła. Twoi rodzice sprawiali wrażenie miłych i normalnych,
więc nie mam pojęcia jakim cudem wyrosła z ciebie taka pchła, ale wydaje mi
się, że po prostu mieli pecha – zaśmiał się bez humoru, tylko w połowie
żartując. – Twoje siostry są dziwne, ale to prawdopodobnie przez twój wpływ na
nie.
Nie czuł się źle, drocząc się z Izayą. Cholera, jeśli już,
to czuł się przez to lepiej. Izaya nie chciałby, żeby nagle zaczął zachowywać
się mile i sztucznie, nawet po jego śmierci. Nie, ich relacja pod tym względem
się nie zmieni.
- Ta trójka dzieciaków z Rairy też przyszła. Dziewczyna w
okularach, nieśmiały dzieciak i jego głośny blondwłosy przyjaciel. I dziewczyna
tego dzieciaka też, Saki czy jakoś tak. Mój brat też przyszedł, po tym jak
powiedziałem mu co się stało. Musiałem powiedzieć mu prawdę. Wiesz, w końcu
jest moim bratem. Widziałem też jakichś podejrzanych ludzi… jak na przykład ten
gość Shiki, który mi się przedstawił. Koniec końców… zdecydowanie więcej ludzi
niż się spodziewałem. Nigdy nie pomyślałbym, że tak wiele ludzi się o ciebie
troszczyło, kleszczu.
Siedział na ziemi, kręcąc butelką wokoło i pusto wpatrując
się w pozbawiony znaczenia nagrobek. Nie miał pojęcia czemu, po tak wielu
miesiącach nie odzywania się, słowa zaczęły nagle wypływać z niego jak woda.
Zupełnie jakby otworzył jakąś bramę i nagle wszystko, co chciał powiedzieć
pojawiło się i zaczęło wylewać, a on nie mógł tego zatrzymać.
Nie było żadnej odpowiedzi, tylko pojawiające się od czasu
do czasu delikatne i ciche podmuchy wiatru.
Nie wiedział nawet do kogo mówił – Izayi przecież nie było w
grobie. Nikogo tam nie było. Mówił do kogokolwiek kto go słuchał… do nieba, do
ziemi, swojej butelki… wszystko jedno.
- Wszyscy myślą, że mam myśli samobójcze… chyba mają rację…
Drzewa w tyle cicho zaszumiały.
- Czy można zginąć z nudy? Bo to wszystko co teraz czuję…
nuda. Jakby… moje życie nie miału celu ani sensu. Jakby jedyną rzeczą, jaką
mogłem robić było gonienie cię po mieście oraz staranie się cię zabić… i nawet
to mi się nie udało – Nakamura zrobił to za mnie. Teraz nie mam już nic do
zrobienia.
Uśmiechnął się, biorąc łyka ze swojej butelki. Alkohol palił
jego przełyk, ale on rozkoszował się tym uczuciem.
- Z wyjątkiem picia. Ostatnio sporo piję, kleszczu, dzięki
tobie. Nie tak dużo jak na początku, ale wciąż dość sporo. Kiedy zacząłem, o
mało nie umarłem z zatrucia alkoholem. Celty była wściekła… - nastąpiła długa,
nieprzerwana cisza, a wyraz jego twarzy wyrażał zamyślenie. – Chcesz, żebym się
zabił, Izaya? Chcesz się znowu ze mną gonić i ponacinać mnie tym swoim nożem?
Potrzebuję pieprzonego wyzwania, a teraz kiedy ty jesteś martwy, nikt mi nie
dorównuje. Jedyna osoba, która się do tego nadaje to ty… i Simon, ale on nie
lubi przemocy i nie wkurza mnie tak jak ty.
Butelka była już pusta i wpatrywał się w nią przeszklonymi
oczyma, czując się ponuro. Wszystko zmieniało się na lepsze.
Każdego dnia pił mniej i nawet czuł się lepiej. Wszyscy
dookoła byli zmartwieni, że wpadł w alkoholizm, ale on wiedział lepiej. Każdego
dnia robił małe postępy, zaczynając pić później za dnia i kończąc wcześniej w
nocy. Jego pragnienie alkoholu stale malało i wkrótce jego mieszkanie miało być
go całkowicie pozbawione.
Więc o to się nie martwił.
- To nie powinno się tak skończyć, kleszczu. To ja
powinienem cię zabić. Żałuję, że nie zrobiłem tego, kiedy miałem szansę. Wtedy
bym się tak nie czuł. Ja… ja powinienem nienawidzić cię do samego końca…
Upuścił butelkę, spoglądając w górę na niego. Lekko się
uśmiechnął, dochodząc do wniosku, że nie ma mowy, aby Izaya był teraz w Niebie.
Jeśli już, to jego dusza znajdowała się głęboko głębiej pod ziemią niż jego
ciało. Jednak mimo wszystko gdy mówił, patrzył w górę, czując słońce na swojej
twarzy.
- Myślę, że postaram się jakoś pozbierać, o ile ci to nie
przeszkadza, pchło… Mam swoje życie, wiesz…
Odwrócił się, aby odejść, czując jak jakiś ciężar spada mu z
ramion, zupełnie jakby właśnie uwolniono go z klatki. Wydawało mu się, że
gdzieś w oddali słyszy śmiech – Izaya zawsze z niego drwił – i przeczesał
dłonią swoje brązowe włosy. Musiał kiedyś znowu je pofarbować; blond lepiej do
niego pasował.
Mimo że czuł jak jego umysł się rozjaśnia i miał wrażenie,
że dochodzi do siebie, wciąż odczuwał lekkie swędzenie pod skórą. Była to
ochota, potrzeba złapania czegoś i rzucenia tym, aby się wyżyć i użyć całej
siły jaką posiadał. Teraz, kiedy Izayi już nie było, to uczucie miało już nigdy
nie zniknąć, ale póki co mógł je ignorować.
Na jakiś czas, mógł to uczucie zakopać.
Koniec